Savoir vivre w życiu codziennym | cz. 2

Pierwszy odcinek z serii Savoir vivre w życiu codziennym – spotkał się z tak dużym odzewem w wiadomościach prywatnych, że bez najmniejszych oporów piszę kolejny. Tym razem znów zebrałam dziesięć sytuacji, które mogą budzić wątpliwości i choć powszechne – wciąż pomijane w rozważaniach na temat etykiety. 

 Po pierwsze: nie musisz kupować prezentów, idąc w odwiedziny. 

Znasz tą sytuację? Idziesz do znajomych, kupujesz wino gospodarzom, dzieciom słodycze albo zabawki. Analogicznie: gdy spodziewasz się gości, do domu wmaszerowują torby z prezentami w rękach tychże gości. Nie jest to jednak konieczne. Nie wynika z savoir vivre. Nie musimy czuć się zobowiązani, absolutnie. To przejaw uprzejmości.

W jakimś tam stopniu utarło się, że idąc tam, gdzie są dzieci – coś się im przynosi. Ta sytuacja ma jednak swoje drugie dno, o którym rzadko się mówi. Skąd pewność, że te konkretne dzieci dostają słodycze w takich ilościach na co dzień albo – co gorsza – nie są na coś uczulone? To wbrew pozorom, szalenie wrażliwy temat. Czasami lepiej jest się powstrzymać od przesadnego gestu, niż wprowadzić się w niekomfortową sytuację.

Po drugie: nie kupuj alkoholu na prezent.

Alkohol w ramach prezentu to kwestia niezwykle delikatna. Po pierwsze: musimy się znać albo chociaż skorzystać z doboru przez kogoś, kto się zna. Po drugie: musimy doskonale znać preferencje osoby obdarowywanej. Jaki alkohol pije, jeśli w ogóle? Jakiego dokładnie rodzaju?

Z ciekawostek – uważa się, że alkoholowe prezenty są tymi najczęściej przekazywanymi dalej prezentami. Innymi słowy: wręczamy je w prezencie dalej, skoro nie pasują do nas i naszych upodobań. W języku angielskim mamy na to nawet specjalny zwrot: regifting.

Po trzecie: nie zakładaj nogi na nogę. 

Znasz ten widok? Każdy zna! Przyznam szczerze, że sama tak czasami siadam – chociaż staram się tego pilnować. Zakładanie nogi na nogę może zostać odebrane jako ton lekceważący, nadmiernie luzacki. Jak powinniśmy więc siadać? Otóż tutaj też obowiązują bardzo proste zasady savoir vivre w życiu codziennym.

A mianowicie: siadamy na całej powierzchni siedziska krzesła, pozostawiając delikatną przestrzeń między nami a oparciem. Stopy stawiamy całe na podłodze, nogi ugięte, bez żadnych odstępstw. Kobiety powinny siadać tak by ich kolana się stykały, u mężczyzn wskazana jest niewielka przerwa między nimi.

Po czwarte: torebkę kładź na krzesło albo pod nim. 

Kojarzysz zapewne ten widok: restauracja a w niej na co drugim krześle smętnie zwisa torebka. Albo jakiekolwiek przyjęcie, gdzie kopertówki wiszą na łańcuszkach dosłownie wszędzie. Co robić z małą torebką a co z taką całkiem dużą? 

Małą kładziemy między plecami a oparciem. Dużą kładziemy pod krzesło. Jedyne słuszne opcje. Nie wieszamy na oparciu, nie kładziemy pod stół, nie kładziemy obok krzesła ani gdziekolwiek indziej. I tutaj w zasadzie nie ma miejsca na jakiekolwiek dyskusje.

Po piąte: nie spóźniaj się. 

To, że powinniśmy szanować swój czas – wie chyba każdy. To, że naprawdę nie wypada się spóźniać – również wie chyba każdy. Savoir vivre w życiu codziennym może wydawać się dla wielu abstrakcją, jednak dotyka tak przyziemnych kwestii jak spóźnienia właśnie. W spóźnianiu się najważniejsza jest nasza reakcja.

Jak wiadomo – zdarzają się sytuacje różne, na które często nie mamy wpływu. Mamy jednak już wpływ na to, jak w danej sytuacji zareagujemy. Wiedząc, że się spóźnię – przede wszystkim uprzedzam o tym kogoś, kto mnie oczekuje. W ten sposób daję znać, że mimo niefortunnego zbiegu okoliczności – nadal szanuję jego czas i staram się zachować taktownie. Idźmy dalej. Ta druga osoba jest przygotowana na moje spóźnienie i w jakimś stopniu może to wzmocnić moją szansę na odbyte spotkanie.

Przykład? Uprzedzam, że spóźnię się godzinę. Dzięki temu osoba mnie oczekująca – nie musi szybciej kończyć spotkania, które się przedłuża a po nim zdąży jeszcze coś zjeść, na co od rana brakowało chwili. I przyjmie mnie, gdy już się pojawię. Gdybym nie uprzedziła o spóźnieniu i pojawiła się godzinę później albo uprzedziła (na przykład) pięć minut przed planowaną godziną rozmowy, mogłabym zrobić złe wrażenie. A co za tym idzie – istnieje duże ryzyko, że rozmówca nie chciałby się ze mną spotkać mimo przybycia.

Po szóste: pamiętaj, kto pierwszy podaje rękę. 

Zapewne zastanawiasz się w tej chwili: czy to ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie? Ma, zdecydowanie ma. Jeśli chodzi o savoir vivre w życiu codziennym, kolejność podawania ręki – jest naprawdę ważna. Choć niedoceniana. I od razu uprzedzam twoje skojarzenia, że to ledwie pozostałość po podziale klasowym społeczeństwa. Chociażby dla świadomości warto to wiedzieć.

Kobieta jako pierwsza podaje rękę mężczyźnie. Osoby starsze pierwsze podają rękę osobom młodszym. Biznesowo: wyższy rangą podaje rękę jako pierwszy. Tyle w temacie w zasadzie. Proste do zapamiętania.

Po siódme: ostrożnie przechodź na Ty.

Ciężko sobie wyobrazić, że nie skracamy sobie na co dzień dystansu. Gdybyśmy wszyscy sobie „panowali”, brakowałoby miejsca na… relacje. Tak mogłoby się wydawać, prawda? Ale odwróćmy sytuację i zadaj sobie teraz szalenie istotne pytanie: skąd pewność, że ta druga osoba optuje za tym skracaniem dystansu i jej na nim zależy? A no właśnie. Nie warto więc pozwalać sobie na zbyt wielką zażyłość, nie mając wiedzy co do zdania drugiej strony.

W absolutnym skrócie: kto powinien proponować przejście na Ty? Nigdy nie powinna robić tego osoba młodsza w stosunku do osoby starszej. Inicjatywa powinna wychodzić od starszych. Zawsze. To kobieta proponuje mężczyźnie, nie na odwrót. A biznesowo? Tutaj absolutnie ważna sprawa! Zapamiętaj raz na zawsze, że to klient jest wyższy rangą. I to ze strony klienta powinna wyjść propozycja. Przy okazji równie ważna uwaga: w relacjach biznesowych wiek i płeć nie mają znaczenia. Klient to klient.

Przykład? Będąc wedding plannerem, współpracuję z klientami długie miesiące, czasami nawet dwa lata i więcej. Niezależnie od tego, czy są młodsi ode mnie, czy też starsi, czy widujemy się co tydzień, czy też głównie online – nie skracam dystansu, dopóki propozycja nie padnie z ich strony. To zasada, której trzymam się absolutnie zawsze, mimo że czasami serce podpowiada coś zupełnie odwrotnego. Z wielu relacji biznesowych i skrócenia tego dystansu, po realizacji umowy – pozostały znajomości, które utrzymuję do dzisiaj. I tak, są to wyjątki. Jednak nie na tyle nieliczne, żeby je pomijać. Nie zmienia to jednak faktu, że klient pierwszy proponuje przejście na Ty. 

Po ósme: baleriny do parku, nie do biura. 

O tym dowiedziałam się jakiś czas temu, trochę zdziwiłam i postanowiłam po prostu mieć na uwadze. Baleriny nadają się na co dzień, jak najbardziej. W przypadku stroju formalnego – już nie. Wówczas najlepszy jest choćby najniższy ale jednak… obcas. Ewentualnie lordsy. Balerinki jednak absolutnie nie. To buty o charakterze typowo nieoficjalnym, z reguły przeznaczone dla… małych dziewczynek i nie powinno być na nie miejsca w spotkaniach biznesowych.

Po dziewiąte: rozpakuj prezent.

Wiem, wiem. Przyjęło się, że otrzymany prezent – odkładamy na bok, żeby nie dawać do zrozumienia gościom, że zaprosiliśmy ich dla tychże prezentów. Gdy otrzymujemy prezent od kogoś, powinniśmy jednak rozpakować go od razu i pokazać tym samym, że się z niego cieszymy. Oczywiście wyjątkową sytuacją jest chociażby wesele, podczas którego tych gości i prezentów jest wiele, nie sposób podołać rozpakowywaniu.

Po dziesiąte: nie pytaj o dzieci. 

Pomijam już tutaj zupełnie etykietę i jakikolwiek takt, to temat znacznie głębszy i delikatniejszy – na odrębny tekst, na odrębną dyskusję. Nie na miejscu jest dopytywanie: a kiedy dzieci? Absolutnie nigdy nie powinno paść takie pytanie. Powinniśmy wychodzić z założenia, że skoro ktoś o czymś nie mówi – nie chce z jakichś względów tego tematu poruszać. Rozumiesz, prawda?

Nigdy nie mogłam zrozumieć wścibstwa ludzi. Na dodatek najczęściej takich, którzy nie mają najmniejszego pojęcia o tym, co się u nas za zamkniętymi drzwiami, dzieje. Ni to żartem, ni to serio – pytania o nasze osobiste sprawy, na oczach zebranych. Sytuacja niedopuszczalna ze wszech miar. Zapamiętaj by reagować na podobne w sposób zdecydowany. Zapamiętaj, żeby ich również nie inicjować.

Savoir vivre to umiejętność dostosowania się.

Do otoczenia, przede wszystkim. Do sytuacji. Do zwyczajów, które panują w danej społeczności, w danym miejscu, przy danej okazji. Nieprawdą jest, że to zasady przestarzałe, nikomu niepotrzebne. Czasy się zmieniają. Realia się zmieniają. Część reguł jest i będzie aktualna, część wymagać będzie dostosowania do świata, w którym żyjemy. Nie zmienia to jednak faktu, że dobre maniery warto znać  i praktykować.

Szanujmy siebie i swoich bliskich. Okazujmy troskę. Dbajmy o pielęgnowanie zasad, które są dla nas ważne. Nie martwmy się o to, co pomyślą inni. Savoire vivre broni się sam. Jeśli ktoś ich nie rozumie i nie respektuje – nie jest to nasz problem. Także bez wyrzutów sumienia przestrzegaj tych reguł, które są dla ciebie naprawdę jakkolwiek ważne. I edukuj o tym innych. Bo czasami bywa tak, że czyjeś błędy wynikają z niewiedzy, niekoniecznie z ignorancji. 

PS Za dwa tygodnie kolejna część ciekawostek z zakresu etykiety, w międzyczasie zapraszam do newslettera i na Instagram – po bieżące inspiracje.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *