Baza: czarne mokasyny

Czy baleriny to dobry wybór?

Powyższy artykuł – miał być wstępem. Do tego, co napiszę dzisiaj. Przypomnę tylko: jeśli chcesz być traktowana poważnie – baleriny z kokardką nie pomogą. Jeśli chcesz trzymać się zasad business casual, smart casual, business professional – baleriny tu nie pasują. Baleriny pasują… dla małych dziewczynek. To taki skrót teorii, który znajdziesz w podręcznikach etykiety w biznesie. Ale! Zasady zasadami a czasami życie… życiem. Normalna rzecz! A tutaj mamy już alternatywę dla balerin, zerknij na mokasyny:

Czarne mokasyny sprawdzają się w wielu stylizacjach!

Najbardziej lubię je do spodni, tak też najlepiej wyglądają (moim zdaniem). Sprawdzają się również w stylizacjach ze spódnicami i sukienkami. Z płaszczem, i ze swetrem. Na spotkanie, i na spacer. Postawiłam na czerń, ponieważ pasuje do większości moich ubrań. Nie ukrywam jednak, że mocno rozważam również odcień pudrowy. Ta jedna para sprawdza mi się na tyle bezbłędnie, że druga nie będzie niczym zaskakującym.

Skąd się wzięły mokasyny? Kto je zapoczątkował?

Ameryka Południowa. Tamtejsze plemiona. I słowo mokasyn, które wywodzi się z języka algonkińskiego. Jakie niosło znaczenie? But. Obuwie. Po prostu. I teraz ciekawostka! Po rodzaju mokasyn, konkretnie po ich zdobieniu – można było dokładnie określić, z jakiego plemiona pochodzą.

Przejdźmy teraz do naszych obecnych realiów.

Jak często widujesz mokasyny na ulicach? Ktoś mi ostatnio powiedział, że przechadzając się po jednej z głównych ulica miasta przez cały dzień – można spotkać mniej więcej tyle samo kobiet w mokasynach, co… stojąc przez godzinę pod biurowcem. Nie wiem, nie próbowałam takich eksperymentów ALE zdaję sobie sprawę, że jakiś cień racji można tutaj znaleźć. Dlaczego? Mokasyny to ten rodzaj butów, który zdecydowanie bardziej prawdopodobnie włożymy do garnituru i aktówki, niż do lekkiej sukienki i kapelusza. Nie mówię, że NIE. Stwierdzam jedynie fakt, że to częstszy widok. Sama wkładam je najczęściej do spodni, bardzo rzadko do jakichkolwiek sukienek. I to jedna z ich niewątpliwych zalet.

  • Wkładam garnitur, lekki top, na zewnątrz dość ciepło, do pokonania kilkadziesiąt kilometrów, w międzyczasie trzeba odebrać kwiaty z punktu A, zatankować samochód i kupić kawę w punkcie B a na miejscu docelowym – żwir na zewnątrz i sporo schodów wewnątrz. Z niechęcią więc sięgam po obcasy. Owszem, wożę w samochodzie klasyczne beżowe szpilki, które mnie ratują w różnych sytuacjach. Nie lubię jednak tworzyć z tego codzienności i zmieniać butów za każdym razem, gdy wysiadam z samochodu. A nie znoszę prowadzić w szpilkach. Rozwiązanie idealne? Mokasyny.
  • Jadę do szkoły. Muszę odebrać Starszaka, z małą Szefową na rękach, później zawieźć ich do Dziadków i pędzić do lekarza. Wkładam ciemne dżinsy, luźną koszulę i… no właśnie. I co? Oczywiście, mokasyny. Przebiegnę w nich resztę dnia, od obowiązku do obowiązku. Są zwyczajnie wygodne, pasują do niemal każdej stylizacji i sprawdzają się, po prostu.

To zaledwie dwie sytuacje z ostatnich dni.

A przecież jeszcze cała jesień przede mną!

Czarne mokasyny – kilka informacji:

  • Miękka skórzana wyściółka = brak dyskomfortu.
  • Wsuwane = wygoda.
  • Lekkie = komfort noszenia.
  • Smukły nosek, subtelny pasek = detale.

Bardzo często powtarzam, że przywiązanie – buduje relacje. Z marką SoloFemme poznałam się przy okazji beżowych szpilek i już wówczas wiedziałam, że nie jest to współpraca na chwilę. Nie są to buty, które włożysz na krótki moment do zdjęć i nigdy więcej – bo mało wygodne, bo nie pasują, bo coś tam. One po prostu służą na co dzień. I teraz obok dwóch par klasycznych szpilek – mam ich mokasyny, dzięki czemu te czarne pudełeczka stanowią niezastąpioną bazę mojej codziennej garderoby. 

 

PS Tekst powstał przy współpracy z marką Solo Femme.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *