Perfekcyjna pani ma zawsze taki porządek w domu, że można jeść z podłogi. Perfekcyjna pani domu ma zawsze puste kubły na pranie, wszystko jest perfekcyjnie poprane i – oczywiście – poprasowane. Perfekcyjna pani domu codziennie podaje śniadania w formie bufetu, dwudaniowe obiady i kolacje przy świecach. Perfekcyjna pani domu ma zawsze wypolerowane lustra i okna. Perfekcyjna pani domu rzadko kiedy… istnieje.
Dom jest dla ciebie. Nie ty dla domu.
Te słowa zapadły mi w pamięć już bardzo dawno. Do pewnego momentu wydawało mi się (tak, wydawało!), że dom musi być absolutnie z a w s z e wysprzątany na wysoki połysk. Nienagannie wręcz. Potem przyszło macierzyństwo. Jeszcze później przyszła zagrożona ciąża i podwójne macierzyństwo. Już wcześniej, gdzieś po drodze przyszła świadomość i szukanie sposobności by… sobie ułatwiać. Bo porządek w domu można mieć zawsze. W zasadzie bez wysiłku.
Ustal sobie swoje własne standardy.
Dla jednych najistotniejsza będzie czysta podłoga – bo lubią chodzić boso. Dla innych ważny będzie porządek w kuchni – bo lubią spędzać tam większość dnia. Dla jeszcze innych najbardziej irytujący może się okazać wszędobylski kurz i najważniejsze będzie utrzymanie wszelkich powierzchni w umiarkowanej czystości. Każdy ma inne potrzeby, zdecydowanie różne upodobania i wymogi o odmiennym charakterze. Osobiście wypracowałam sobie kilka zasad, które naprawdę wiele mi ułatwiają by porządek w domu (jakiś) utrzymywać:
- Nie chodzimy w domu w butach. Każdy ma kapcie. Buty zmieniamy w wiatrołapie. Nawet wychodząc z wózkiem, wsuwam trampki już przed drzwiami, gdy wózek stoi w progu. Dlaczego to tak ważne? Zdecydowanie mniej brudzi się podłoga w całym domu i zdecydowanie wolniej roznoszą wszelkie zanieczyszczenia. Nawet wychodząc ze śmieciami, zmieniam buty. Jedyny wyjątek stanowi taras (około dwa razy w tygodniu zamiatany). Tam przesiadujemy sobie w kapciach.
- Zwykle nim pójdę spać, kuchnia i salon są ogarniane. Przecieram stolik kawowy (po całym dniu odciskania na nim małych paluszków wygląda, jak wygląda). Myję naczynia, jeśli jakieś oczekują. Przecieram zlew i blaty w kuchni. Wynoszę plastikowe czy szklane odpady do worków w kotłowni. Wymieniać przykłady można bez końca, są zależne od sytuacji danego dnia przede wszystkim.
- Nie zaczynam dnia od sprzątania. Od rana do pory obiadowej – nie myję nawet naczyń. Wrzucam je do zlewu i zmywaniem zajmuje się nieco później, w międzyczasie gotowania obiadu. Od rana skupiam się na dzieciach, pracy, spacerach, edukacji zdalnej (obecnie) czy czymkolwiek innym, naprawdę wtedy istotnym.
- Nie robię generalnych porządków w sobotę. Dom gruntownie sprzątam zwykle w czwartek. Od dawna już to praktykuję. Wcześniej w piątki zwykle wyjeżdżaliśmy. Zawodowo również często pracuję w weekendy. Dlatego czwartek to taki moment w sam raz, żeby już w sam weekend wchodzić z kojącym spokojem, w czystym domu. Być może dla ciebie najlepszy byłby poniedziałek, środa albo niedziela. To mocno indywidualna kwestia, dopasuj ją absolutnie pod siebie.
- Co drugi-trzeci dzień przecieram kurze, mąż odkurza, ja myję podłogi. Zrezygnowaliśmy ze stałego rozkładu tygodnia, teraz po prostu obserwujemy potrzeby i reagujemy na nie. Sprawna wymiana pieczą nad dziećmi i akcesoriami, sprawia że posprzątanie całego domu w tym zakresie – to maksymalnie dwadzieścia minut.
- Segreguję pranie od razu. Kolorowe codzienne ubrania ląduję od razu w pralce. Gdy pralka się zapełni – jest włączane pranie. Białe, czarne, ubranka Szefowej i wszelkie egzemplarze wymagające szczególnego traktowania – trafiają do dwóch małych koszy w schowku. Gdy kosze się zapełniają – jest włączane pranie. To oszczędność czasu, energii, środków do prania i wody. Pranie kilku ledwie rzeczy mija się z celem, zawsze czekam na więcej. Mimo że nie mamy niepoliczalnych ilości ubrań – przy praniu wypadającym średnio raz w tygodniu, bez problemu dajemy radę i jest to w pełni komfortowe.
- Minimalizuję ilość przedmiotów na kuchennym blacie. Wszystko, co możliwe – znajduje się w spiżarni. Docelowo planuję na blacie trzymać tylko ekspress do kawy, czajnik, parowar i deskę do krojenia. Przyprawy, kawy, herbaty, akcesoria i wszystko inne łatwiej przechowywać w szafkach lub szufladach. Dlaczego? Wizualnie kuchnia wygląda o wiele czyściej, gdy blat jest pusty. Poukrywane pojemniczki wolniej się kurzą a dostęp do nich pozostaje nadal nieutrudniony.
- Planujemy obiady. Plan jest prosty: trzy dni w tygodniu gotuję dania bardziej złożone, w pozostałe upraszczam: zupy, potrawy jednogarnkowe (w tym wypadku sprawę ratuje parowar). Zdarza się, że robię obiad na dwa dni, zmieniając tylko dodatki. Zdarzają się i naleśniki, po dwóch dniach złożonych potraw. Zupa na dwa dni również się czasem pojawia. Uwielbiamy proste jedzenie, sprawdzone i sezonowe. Kupujemy tylko to, co potrzebne. Zawsze w spiżarni mamy jakiś nieduży zapas produktów suchych, w zamrażarce jakieś warzywa czy mięso i gdyby przydarzyło się cokolwiek (chociażby choróbsko dzieci) – jesteśmy w stanie funkcjonować dobre dwa tygodnie bez zakupów.
Porządek w domu jest dla mnie istotny.
Jednak podchodzę do niego z większym luzem, niż kiedyś. Zdecydowanie lepiej funkcjonuje mi się w czystym, ogarniętym domu – bez poniewierających się wszędzie stert przydasiów, wszechobecnym kurzu czy brudnych garach w zlewie. Jednak nie biczuję się, gdy przyjdzie tydzień wzmożonej pracy albo chorujących dzieci. Nie wyrzucam sobie, że ten kurz jest, widzę go i wiem, że za kilka dni zbiorę się do porządków. Wtedy mam inne priorytety. Nie widzę najmniejszego sensu w robieniu czegokolwiek ponad siły. To droga donikąd.
Dostrzegam pewne braki i pewne szanse. Dlatego postanowiłam stopniowo wspomóc się w ogarnianiu domu. Być może stwierdzisz, że bez tego można żyć. I owszem. Jednak wychodzę z założenia, że ciężko pracujemy i możemy (w miarę swoich możliwości) ułatwiać sobie życie, skoro jest to możliwe. Rozwiązania, które planuję w najbliższym czasie dodatkowo zastosować:
- Zabudowana szafa w wiatrołapie. Wejście do domu często jest tym miejscem, które szalenie trudno utrzymać w porządku. Wszechobecne buty, kurtki i cała reszta – nawet w niewielkiej ilości – niesie wrażenie chaosu. Zamknięta szafa to świetna opcja. Praktykowaliśmy w mieszkaniu w bloku, opcja jest więc sprawdzona i powtórka jest przemyślaną decyzją.
- Pralko-suszarka. Wiszące i suszące się pranie to istna zmora. W mieszkaniu w bloku było to szalenie uciążliwe, teraz jest nieco prościej ale nadal czasochłonne i zabierające miejsce. Pralko-suszarka to nasz absolutny #musthave w niedługim czasie.
- Robot odkurzający. Długo się przed tym rozwiązaniem broniłam. Jeszcze dłużej się nad nim zastanawiałam. Research z kolei to już never ending story. Ale w końcu (chyba) wybraliśmy i niebawem nowy asystent będzie przemieszczał się głównie po parterze i wspomagał zachowanie porządku na dłużej.
Porządek w domu to fajna sprawa. Przyjemniej się chodzi po czystej podłodze. Wejście do uporządkowanej kuchni budzi bardziej pozytywne emocje, niż do tej zapuszczonej. Standardy i definicja tego porządku – to mocno indywidualna sprawa. Ustal sobie, co jest ważne i jaki poziom porządku w domu cię satysfakcjonuje. Zdecyduje, w jakiej formie to osiągać, z jakąś częstotliwością. I najważniejsze: jak to sobie ułatwiać? Bo ułatwiać trzeba. Tak samo, jak trzeba sobie czasem odpuszczać. Porządek w domu to dobra rzecz, elastyczność i zdrowe podejście to rzecz jeszcze lepsza.
PS Artykuł powstał we współpracy afiliacyjnej z
Karola
Fajny tekst😊 dla mnie podstawa to oczywiście zdrowy rozsądek 😊
Nam najbardziej zależy, żeby wszystko było „w miarę ogarnięte” ale nie spinamy się na posprzątany dom. Jak mamy wybór czy dziś iść do kina albo jechać na rower czy umyć podłogę to wybieramy kino czy rower, podłoga poczeka kolejne 2 dni 😅
No i jasny podział obowiązków, ale połączmy z normalnością. Bo z mężem mamy ustaloną listę, ale przecież jak wraca z pracy przede mną to może pochować naczynia po śniadaniu do zmywarki pomimo, że to ja sprzątam w kuchni, jak On jest na siłowni, to ja mogę rozwiesić za niego pranie pomimo, że on sprząta łazienkę, to ja dbam o nasze wyżywienie, ale czy coś stoi na przeszkodzie, żeby to On odebrał dla nas Pizzę wracając z pracy, jak akurat nie mam ochoty na gotowanie obiadu? i tak można wymieniać… teoretycznie wiemy co do kogo należy, ale jesteśmy elastyczni bo trzymając się listy można by zwariować.
mama-sama.pl
Dokładnie, ELASTYCZNOŚĆ!
U nas ja jestem od mopa i ścierki, maż od odkurzacza ALE w tym tygodniu zaczęliśmy malowanie i skoro on maluje sam, to oczywiste dla mnie było że ja sprzątam dom. Dzisiaj po pierwszej turze remontu sprzątałam ponad godzinę ale dom czyściutki, pachnący, aż miło spojrzeć, tyle kalorii co spalone i energii dodane – to moje! 😉
PS To też fajnie macie, podziały są fajne i uzupełnianie się nawzajem też!
Karola
I jaka satysfakcja z dobrze wykonanej roboty, jak dom taki czyściutki 😉
powodzenia w remoncie!