Co to właściwie jest mother-life balance?

Lubię słodycze. A ty lubisz? Batonik raz na pół roku nikomu nie zaszkodzi. Taki sam ale raz na pół godziny – już niekoniecznie. Nie dość, że zaszkodzi – to jeszcze prędko się znudzi i przestanie być atrakcyjny. W nadmiarze nic chyba nie jest atrakcyjne. I prędzej czy później, odczuwamy skutki takiego nadmiaru. Czy można przedawkować macierzyństwo? Jakkolwiek dziwnie nie brzmi pytanie, odpowiedź jest już banalnie prosta: tak, można. Ale nie o to chodzi w mother-life balance. 

Stworzenie sobie jakiejś nierealnej misji i ubranie jej w otoczkę poświęcenia – jest właśnie tym szkodliwym nadmiarem. Nie sposób nagle, z dnia na dzień zapomnieć przecież o tym, kim jesteśmy. Z chwilą narodzin dziecka nie przestajemy istnieć, dostajemy kolejną nową rolę i spełniamy się również w niej. Nie jest jedyną rolą. Podkreślam: również. A jeśli zaczniemy traktować ją jako tą jedyną, odrzucając wszystkie dotychczasowe – szybciutko zaprosimy do siebie frustrację, żal, wyczerpanie. Nie potrzebujemy ich. Nawet jeśli totalnie podświadomie i bez zastanowienia, zbliżamy się do ich obecności. Ale nie o to chodzi w mother-life balance. 

Każdy potrzebuje czasu i uwagi. Również matka.

Ustalmy sobie na początek kilka niesamowicie istotnych rzeczy, zgoda?

  • Po pierwsze: nie wszystko musi być idealne. Zrobione jest lepsze od doskonałego, pamiętaj! Nie sil się na perfekcję zawsze i wszędzie. Jest zbędna w większości przypadków. Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
  • Po drugie: pozwalaj sobie pomóc. Wsparcie nie oznacza, że sobie nie radzisz. Nic podobnego! Przyjmowanie pomocy ze strony innych to szalenie trudna sprawa. Jednak zapewniam cię, że jeśli się tego nauczysz – będzie tylko łatwiej.
  • Po trzecie: deleguj zadania. Osobiście uważam delegowanie za jedną z ważniejszych umiejętności organizacyjnych. Nie chodzi w tym o obarczenie naszymi obowiązkami innych. Zdecydowanie nie! To zgrabna żonglerka nadmiarem spraw wszelakich. Nadajemy im priorytety i odkładamy je na półeczkę, która może nam pomóc.
  • Po czwarte: nie ograniczaj swoich aktywności ze względu na dziecko. Nie mówię, że masz iść z niemowlęciem na paintball ale na manicure, kawę z koleżanką albo zakupy  – już tak. Jest mnóstwo zajęć dla mam z dziećmi, istnieje mnóstwo ułatwień i możliwości. Korzystaj, nie zamykaj się w czterech ścianach z tytułu bycia mamą! Absolutnie nigdy tego nie rób.
  • Po piąte: randkuj. Brzmi strasznie nie-matkowo, prawda? Ale to ważne, i prawdziwe. Musisz ze swoim partnerem nadal randkować, jakby jutra miało nie być. Nieważne, że za ścianą maluchy. Serio, nieważne.
  • Po szóste: nie udawaj, że nie widzisz ułatwiaczy. Sama ostatnio przekonałam się, że robot odkurzający to jednak nie wymysł dla leni i czekam na swój. Jeśli mamy możliwości, korzystajmy z nich bez wyrzutów sumienia.
  • Po siódme: unikaj rozpraszaczy i zjadaczy czasu. To materiał na zupełnie osobny artykuł, w skrócie: nie wyobrażasz sobie nawet, ile czasu zabierają ci niepozorne, absolutnie zbędne czynności. Znajdź je i wyeliminuj.
  • Po ósme: stawiaj granice. Sobie i bliskim. Nie daj sobie wejść na głowę, ty nie wchodź innym i szanujcie nawzajem moment, gdy ktoś mówi: wystarczy.

Takie osiem zasad do zapamiętania, powieszenia na lodówce albo czytania wciąż i wciąż, aż się nauczysz je recytować wybudzona niespodziewanie w środku nocy. Mother-life balance w pigułce ultrałatwej do przełknięcia. A teraz zrób głęboki wdech, wydech i… jedziemy dalej! Wiem, mówi się: zasady są po to, żeby je łamać. Tutaj jednak naginanie zasad szkodzi nam samym. Więc zdecydowanie nie warto, zgodzisz się chyba ze mną?

Mother-life balance niesamowicie koi.

Większość ludzi miewa tendencje do skrajności, do absolutnego zatracania się. Cokolwiek by nie robili, w czymkolwiek by się nie spełniali – w pewnym momencie zaczynają robić to z ogromną przesadą. I podobnie sprawa ma się z macierzyństwem. Tak jakby nie dało się być równocześnie mamą, i sobą. Tak jakby nie dało się być mamą na osiemdziesiąt procent, zamiast od razu na sto pięćdziesiąt. A wszystko się da. Zależy to przede wszystkim od nas.

Jeśli czuję potrzebę powrotu do pracy pół roku po porodzie – wracam. Jeśli odczuwam ją dopiero po roku czy dwóch – nikomu nic do tego, to nadal moja decyzja. Obecnie mamy Internet i bardzo łatwo przychodzi ocenianie. Nie powinno być czynnikiem decydującym o naszym życiu. Tylko i wyłącznie od nas samych zależy, jak ono będzie wyglądać. Niezależnie jednak od okoliczności, pamiętaj: nie da się być perfekcyjną w każdym wymiarze. Przykład? Nie zostaniesz matką dekady, jeśli równolegle pracujesz zawodowo. Świat się nie zawali, jeśli czasem włączysz dzieciom bajkę, zamówisz obiad na telefon, zrobisz pranie dopiero gdy skończą się czyste skarpetki. Serio, nie zawali.

Wyobraź sobie, że prowadzisz kawiarnię. Codziennie podajesz aromatyczną kawę każdemu, kto jej w tej chwili potrzebuje, ma na nią ochotę, lubi rutynę swojego kawowego zwyczaju. I tak robisz te kawy, ciągle, z uśmiechem, z oddaniem. Uwielbiasz to! Piękny obrazek, prawda? Brakuje w nim czegoś. Ty też możesz potrzebować tej kawy. Też możesz chcieć by ktoś ci ją przygotował i podał. Musisz na to pozwalać. Nie zapominać, że podając kawę innym – masz prawo chcieć jej tak samo.

Oczywiście, możesz kawy nie lubić. Wymagaj więc herbaty. Albo wody. Co tam lubisz, czego potrzebujesz – tego wymagaj. Bo to nie jest tak, że ty możesz od siebie wymagać, że inni mogą od ciebie wymagać a ty nie możesz niczego od nikogo. I kochana jeszcze jedno, mianowicie priorytety! Jeśli masz za sobą naprawdę podły dzień a w tym momencie twoim ratunkiem jest ta nieszczęsna kawa w ciszy na balkonie – idź. Zostaw to pranie, te naczynia, ten komputer. Idź, wypij kawę, posiedź, wycisz się. Wróć za dwadzieścia minut i zajmij się tym, co w tej chwili ważne. Z tą różnicą, że już bez rosnącej frustracji. Może nie od razu błogo uspokojona (chociaż tego ci życzę z całego serca!) – ale na pewno w jakimś stopniu ukojona.

Możesz mieć wszystko. Ale nie jednocześnie.

Tak, tak, ja wiem. Wciska nam się wszędzie te słodkopierdzące cytaciki z serii: jesteś tym, ile działasz albo możesz mieć wszystko, tylko po to odważnie sięgaj. I wydaje nam się, że musimy w każdej minucie swojego życia – wyciągać z siebie maksimum możliwości. Owszem, bywają takie momenty. I bywa tak, że trzeba to maksimum zrobić. Są również i takie, gdy niewiele musimy. Grunt to złapać balans pomiędzy nimi. Balans to absolutne minimum, absolutna (obowiązkowa!) podstawa. Nauczyć się zwalniać, gdy tego potrzebujemy i przyspieszać, gdy musimy. I nie, nie nauczysz się tego teraz, w tej chwili. Do jutra raczej też nie zdążysz. To proces, który pewnie trochę potrwa nim nauczysz się w podobny sposób funkcjonować i korzystać.

Mother-life balance to również umiejętność odpuszczania, gdy tego potrzeba. Dokonywania szczerego rachunku zysków i strat. Bo wiesz – sytuacje, gdy będziesz musiała wybierać, będą zdarzać się naprawdę często. Z czasem po prostu nauczysz się niemal automatycznie dokonywać tych właściwych wyborów, w zgodzie ze sobą, zdrowym rozsądkiem, sumieniem, sytuacją. Fajnie jest być elastycznym, dopasowywać się do sytuacji, zmieniać pod wpływem doświadczeń.

PS Na zdjęciu u góry: ogarniam online ważną sprawę, wożąc młodszą córkę w wózku, w przerwie koordynowanej przeze mnie sesji stylizowanej, podczas gdy starszy syn był w przedszkolu. Tego dnia cisnęłam w roli „szefowa”, kolejnego mogłam zdecydowanie wrzucić większy luz i snuć się w dresach po domu.

 

2 comments

    1. mama-sama.pl

      Metoda małych kroczków!
      Na początek proponuję znaleźć swój mały rytuał.
      Mój ulubiony? Poranna kaweczka w kuchni, sama, w ciszy. Gdy wszyscy już po śniadaniu, ja sobie siadam (czasem na tarasie, na schodach, gdziekolwiek) i ładuję się na cały dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *