Nosiłam się z napisaniem tego tekstu bardzo długo, raz go już nawet napisałam ale został zaprzepaszczony przy wielkiej awarii. Nic straconego! Miewam czasem wrażenie, że na pewne tematy mogłabym mówić i mówić, pisać i pisać. Szansa napisania więc o czymś od nowa to całkiem realna możliwość, że tym razem spojrzę na to w jeszcze inny sposób i podejmę temat o wiele bardziej aktualnie. Dieta informacyjna to coś, co stosuję od bardzo dawna a ledwie kilka tygodni temu stosować na chwilę… przestałam. Tak, tak, dobrze czytasz.
Bo przyszła epidemia. Sprawdzanie informacji co chwilę. Włączanie telewizora za dnia, czego wcześniej nie praktykowałam. Śledzenie newsów, wyczekiwanie kolejnych. Trwało to chwilę. Bardzo męczącą chwilę. Ledwie po kilku dniach dało mocno popalić. Nie dość że późno chodzę spać ostatnimi czasy – bo nawał pracy, to jeszcze pojawiły się problemy z zasypianiem. Telefon ponownie znalazł się w pobliżu łóżka i jeszcze po położeniu się, było zaglądane w internety. Czytałam, słuchałam, śledziłam, obserwowałam. Kilka dni, tydzień może. I przestałam. Ucięłam to z dnia na dzień tak, jak zrobiłam to kiedyś. Tylko tym razem o wiele bardziej zdecydowany był to ruch.
Co to właściwie jest dieta informacyjna?
To (w pełni świadome) ograniczanie docierających do nas zewsząd informacji. Ograniczanie czasu, który spędzamy na bezużytecznym śledzeniu newsów. Pozbawianie się tych bodźców, które nas rozpraszają, odbierają czas i energię. Zauważ, że większość informacji nam przekazywana – opiera się na tych negatywnych treściach. Taka treść, podana na dodatek w dość niefortunny sposób – może zasiać wystarczająco dużo niepokoju, żeby odbijać się na twoim samopoczuciu przez dłuższy czas. I po co? Czy jest jakikolwiek sens w długotrwałym przejmowaniu się czymś, na co nie mamy wpływu?
Przykład: mamy 29. maja, w tym tygodniu ogłoszono odmrożenie branży ślubnej (przypominam, że z powodu epidemii wesela się nie odbywały od początku sezonu) i limit gości do 150 osób. Aktualnie czekamy na oficjalne wytyczne sanitarne. To ważna informacja, określi bowiem wygląd tych wesel. Kilka dni przed odmrożeniem – dokonywałam bardzo głębokiego researchu działań grupy ludzi, którzy o te wesela walczyli. Zobowiązałam się do rzetelnego materiału, nim więc zaczęłam pisać – musiałam ogromne ilości postów, komentarzy, dyskusji przejrzeć. I wpadłam na chwilę w pułapkę. Miałam wrażenie, że tonę w tym wszystkim. Zrobiłam jednak swoje i odcięłam się. Mimo że temat mnie również dotyczy, wróciłam do swojej diety informacyjnej niemal od razu. Dla własnego dobra. Te wytyczne i tak się pojawią, tego nie zmienimy. Sprawdzam więc źródło rano i wieczorem. Nie wchodzę już w dyskusje, nie szukam sensacji, fake newsów, nie nakręcam się, unikam rozmów na ten temat. Wykończył mnie ten czas napięcia i nie chcę tego powtarzać. Zajmuję się sprawami klientów. Na pytania innych o sytuację w tym sezonie i próby zaczepek typu „ale to będą d z i w n e wesela!” albo „ciekawe, co zmienią wytyczne?” – zwyczajnie nie reaguję. Sprawa jest prosta: informacja się pojawi, zrobię z niej użytek i ograniczę cały ten chaos dookoła. Nic, absolutnie nic nie zmieni ilość przeczytanych komentarzy pod fake newsami w sieci. Bo wszystko, co można znaleźć w sieci w tej chwili – to ledwie przypuszczenia, niekiedy zwyczajne bzdury wyssane z palca. Odcinam się. I dokładnie to samo radzę zarówno swoim, jak i wszystkim innym Parom Młodym. Złapać oddech od tego szumu medialnego, w spokoju poczekać.
Przypominam przy okazji artykuł, ściśle powiązany z tą sytuacją:
Epidemia weselnych fake newsów
Dieta informacyjna to błogi spokój. To poczucie sprawczości. Decydujesz, ile informacji dociera do ciebie i jaki mają na ciebie wpływ. To ogrom zaoszczędzonego czasu. Być może teraz nie zdajesz sobie sprawy, ile cennych godzin tygodniowo pożera twój smartfon i bezwiedne scrollowanie. Polecam zainteresować się jakąkolwiek aplikacją liczącą taką aktywność. Gwarantuję ci: zdziwieniu nie będzie końca! Nie powiem, że nagle wykorzystasz ten czas na zrobienie doktoratu albo szydełkowanie. Ale… może go w zupełności wystarczyć na coś zupełnie przyziemnego, co robisz w ciągłym niedoczasie. Na odpoczynek może wystarczyć. A to już całkiem dobry argument, prawda?
W jaki sposób wprowadzić dietę informacyjną w swoją codzienność?
- Nie włączaj odruchowo telewizora w tle.
- Nie oglądaj (w nadmiarze albo wcale) programów informacyjnych.
- Nie sięgaj po przypadkową prasę. Ograniczaj czytanie gazet do minimum. Lub do zera, jeśli nie czujesz takiej potrzeby w ogóle.
- Nie obserwuj zbyt wielu kanałów w social-media. Po dokładnej selekcji – zostaw tylko te, które naprawdę cię interesują i nie budzą niepotrzebnych negatywnych emocji.
- Nie wchodź w bezsensowne internetowe dyskusje. Pójdź krok dalej: nie zerkaj po prostu w sekcję komentarzy pod artykułami czy postami.
- Nie sięgaj bezwiednie po telefon. Wyznacz jemu konkretne miejsce i wyznacz sobie pory sprawdzania.
- Wyłącz powiadomienia. Nic tak nie wytrąca z rytmu, jak dźwięk powiadomienia.
- Wyłącz obserwowanie. Należysz do jakiejś grupy? Wyłącz powiadomienia, wyłącz tryb obserwowania i wchodź do niej tylko, gdy chcesz sprawdzić aktualności. Nic tak nie zaśmieca feedu, jak niekończące się aktywności z niezliczonych grup i fanpejdży.
Wiesz, co to jest FOMO?
To skrót od anglojęzycznego fear of missing out, czyli strachu przed… przegapieniem. Spójrz tylko: jesteśmy cały czas torpedowani przeogromną ilością informacji. Bez przerwy musimy być na bieżąco, nic nas nie omija. W zasadzie na stałe podłączeni do internetu. Zawsze online. Mamy znikomy (jeśli nie żaden!) wpływ na to, co się dzieje – a mimo to z zapartym tchem śledzimy wszystko (bez wyjątku). Nawet sobie nie wyobrażamy, że moglibyśmy o czymś nie dowiedzieć się od razu, że cokolwiek mogłoby nas ominąć. Więc przeglądamy, komentujemy, udostępniamy, scrollujemy i jesteśmy non stop w sieci.
Mieliśmy w szkole takie cotygodniowe zadanie: wynotowywać wydarzenia i informacje, wymieniane w codziennych wiadomościach. W teorii miało to służyć (chyba) poszerzaniu wiedzy o bieżącym świecie. W praktyce oznaczało wysłuchiwanie o katastrofach, aferach i podobnych newsach.
Bycie na bieżąco ma różne oblicza. Od nas samych zależy, jakie mamy potrzeby i jak to wszystko na nas wpływa. Nie każdy może czuć się dobrze z tym byciem na bieżąco. I to jest absolutnie normalne. Powinniśmy w pełni świadomie ustalać (najpierw sami przed sobą) zasady, które są w zgodzie z nami i naszym komfortem. Później pilnować przestrzegania tych zasad i stanowczo określać granice nie do przekroczenia.
Dieta informacyjna czy styl życia?
Może się okazać, że diety informacyjnej potrzebujesz tylko na jakiś określony czas. Na przykład podczas urlopu, żeby efektywniej wypoczywać. Może się również okazać, że potrzebujesz jej na stałe. A całkiem możliwe, że z jednorazowego wyzwania – przejdzie to w twój tryb życia. I stanie się czymś zupełnie normalnym. Trudno nie mówić o zauważalnych korzyściach: więcej czasu, mniej negatywnych myśli, zwiększona efektywność, o wiele więcej skupienia. Co możesz zrobić na dobry początek?
- Wyłącz wszystkie powiadomienia.
- Przejrzyj obserwowane profile i kanały, pozostaw tylko te naprawdę w obrębie twoich zainteresowań.
- Sprawdzaj skrzynkę mailową i inne miejsca – tylko o określonych porach.
Powodzenia!
Pe
W obecnych czasach to bardzo potrzebny temat. Jeśli ktoś nie uważa na to co do siebie dopuszcza to nic dobrego nie wróży.