Nie przepadam za różem. Nie mam zbyt wielu różowych ubrań. Nie mam w domu różowych dodatków. Nie maluję na różowo paznokci ani ust. Ot, po prostu. Nie przepadam i już. Oczywiście, gdy w grę wchodzą odczucia czysto subiektywne. I gdy tak sobie nie lubię za bardzo tego różu – nagle trafiam w miejsce, gdzie jest go mnóstwo. W różowym pudełeczku różowe kwiaty flowerboxa. Torba z różowym napisem. Różowy candy bar. I kwintesencja wszystkiego – różowy stół weselny. Gdzie tak różowo? Kurs na wedding plannera dwa lata temu. Edycja czerwcowa. W Wytwórni Ślubów, rzecz jasna.
Wybrałam akurat ten termin, żebyśmy mogli połączyć to z urlopem w Trójmieście. Wybrałam akurat ten termin, gdyż powiedziałam sobie: teraz albo nigdy. Wybrałam akurat ten termin i nigdy później nie żałowałam tego choćby przez chwilę. Z rozrzewnieniem wspominam te różowe detale, cudownych ludzi, ogrom merytorycznej wiedzy i – o ironio! – mój różowy ikeowski notatnik, który ze sobą zabrałam.
Z tego kursu wyniosłam coś cenniejszego niż wiedza i znajomości.
Notatnik pełen zapisków. Konkretnych i emocjonalnych. Świeżych i nieoczywistych. Szczegółowych i tych zupełnie ogólnikowych. Ilość słów, jakie upchnęłam tam w te cztery dni kursu – zaskakuje. Jechałam tam z pomysłem na siebie, który już w międzyczasie realizowałam. Na miejscu spojrzałam na każdą swoją myśl zupełnie inaczej. Z jednego drobnego pomysłu – tutaj powstawały dziesiątki detali kolejnych. Zlewały się w potężne całości, które kolejno miały być realizowane. Kolejno ale drobnymi kroczkami. Najchętniej siadłabym od razu do komputera i je wdrażała, na miejscu w Gdyni jednak nie było czasu! Intensywny kurs, namiastka urlopu, doba wykorzystana maksymalnie. Notatnik musiał więc czekać.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli: kurs nie dał mi tych konkretnych pomysłów i planów. One pojawiały się znienacka, jako wynik własnych przemyśleń i wniosków. Ilość wiedzy, inspiracji, historii i wielkich słów, jakie padały – rodziła właśnie mocno skonkretyzowane plany, które wystarczyło skrzętnie zapisywać. Myśli bywają ulotne i teraz, gdy po dwóch latach zaglądam czasem w ten zeszyt – widzę, jak bardzo nierealne wydawało mi się wówczas coś, co teraz jest absolutną normą i codziennością. Kurs na wedding plannera w Wytwórni Ślubów stał się moim małym wielkim motorem do działania.
Miałam głowę pełną pomysłów, działałam już od jakiegoś czasu na blogu, zbierałam kontakty i pierwszych klientów. Kurs na wedding plannera pomógł mi usystematyzować posiadaną wiedzę, rozjaśnić pewne procesy do przeprowadzenia, roztoczyć wizję efektów finalnych.
Dlaczego o tym mówię? Bo kurs nie jest tylko dla tych, którzy o branży ślubnej pojęcia nie mają i z dnia na dzień chcą zostać konsultantami ślubnymi. Kurs na wedding plannera w Wytwórni Ślubów mogę z całego serca polecić każdej osobie z branży ślubnej. Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jak często wśród usługodawców brakuje konkretnej, usystematyzowanej wiedzy merytorycznej. Tutaj są w stanie uzupełnić ją na każdym etapie działalności. I tym samym wznieść swój biznes na wyższy poziom. Zdecydowanie bardziej profesjonalny. Zdecydowanie bardziej wiarygodny.
Kurs na wedding plannera w Wytwórni Ślubów to pierwsza cegła.
Albo pierwsza wbita w ziemię łopata, jak kto woli. To zalążek wielkiej budowli, którą stanie się nasza wiedza. Zarówno ta typowo ślubna, jak i stricte biznesowa. Poczynając od absolutnych podstaw (Czym się różnią poszczególne śluby od siebie?), pewnie krocząc przez sprawy bardziej szczegółowe (umowy z usługodawcami), na estetycznych detalach kończąc. Pomiędzy tym wszystkim zastrzyk informacji o prowadzeniu własnej marki. W znieczuleniu! Bo tutaj wszystko mamy podane w sposób absolutnie prosty.
Jadąc do Gdyni, miałam szczegółową wizję tego, jak ma wyglądać moja marka. Wiele rozmów z Agnieszką i Wojtkiem pomogło mi podjąć szereg decyzji. Od zmiany logo, przez korektę oferty, na sposobie blogowania kończąc.
Cztery dni merytorycznej wiedzy. Grono inspirujących kobiet z całej Polski. Poziom estetyki wybija tutaj poza jakąkolwiek skalę. Dbałość o każdy detal jest absolutnie istotny w tym zawodzie i tutaj mamy podaną na tacy kwintesencję tego. Każdy element jest dokładnie przemyślany, spójny z resztą i niemal oczywisty, gdy rzucimy okiem na całość. Przechadzając się po zwyczajnej hotelowej sali konferencyjnej, tutaj odnosimy wrażenie innego świata. Perfekcyjnie dopracowanego, szczegół po szczególe. I z ogromną przyjemnością w nim przebywamy. Gdybym miała podsumować w jednym zdaniu decyzję o kursie, jego przebieg i efekty, powiedziałabym:
To niczym pierwszy samodzielny spacer małego dziecka. Wcześniej mieliśmy możliwości i pierwsze próby za sobą. Teraz nabieramy doświadczenia i otrzymujemy wsparcie, które pozwalają nam na zdecydowanie więcej.
Dlaczego piszę o tym akurat teraz, po dwóch latach od ukończenia kursu? Wcześniej wciąż to odkładałam, fakt. Od jakiegoś czasu dopiero tworzę tutaj kategorię Mama na swoim i postanowiłam ją sukcesywnie uzupełniać o bazę wiedzy potrzebnej na start. Ponadto aktualna sytuacja wymusiła na wielu przedsiębiorcach zmianę trybu pracy i przejście z trybu offline na online. Zależnie od specyfiki działalności – wygląda to zupełnie inaczej. Mamy jednak obecnie możliwości, które niedawno były nieosiągalne. I to jest wspaniała wiadomość. Zwłaszcza dla tych, którzy nie mogli skorzystać z wcześniejszych realiów.
A może kurs na wedding plannera online?
Jakie to cudowne rozwiązanie! Wspominając swój kurs w Wytwórni Ślubów dwa lata temu, nie zamieniłabym tej atmosfery na żadną inną. Ale zdaję sobie również sprawę z tego, że nie każdy może sobie pozwolić na podobną obecność. Osobiście wspięłam się na wyżyny organizacji, żeby wówczas do tej Gdyni pojechać. Wcześniej zaplanowany urlop męża, zarezerwowany pobyt dla naszej trójki, przygotowania do żmudnej podróży na trasie Wrocław-Gdynia, która zajęła nam… dokładnie całą noc. Ilość przystanków do dzisiaj lekko mnie przeraża, takie jednak uroki podróży z kilkulatkiem. Panowie odsypiali od rana, ja pobiegłam na kurs. Dobre przygotowanie do zawodu, nie ma co! 🙂
Obecnie kurs na wedding plannera w Wytwórni Ślubów można odbyć w wersji online. Przejrzałam sobie zawartość szkolenia, dostępną na ich stronie internetowej i przyznam szczerze, że zazdroszczę! Mimo że kurs mam za sobą i w zasadzie nie jest mi potrzebny, z ogromną przyjemnością z niego ponownie skorzystam dla samego odświeżenia, poczytania, obejrzenia, atmosfery i nacieszenia oczu estetyką typową dla Agnieszki Kudeli.
Zostawiam link do kursu, może kogoś przekonałam i dołączy do naszej rodziny absolwentów Wytwórni:
kurs na wedding plannera online
Zawód wedding plannera to praca niezwykle wdzięczna, acz trudna. Ilość emocji, jaka potrafi pojawić się w przeciągu jednego ledwie wesela – bywa zatrważająca. Ilość pracy fizycznej i umysłowej, jaką trzeba niekiedy włożyć w efekt finalny – mogłaby powalić konia. Bywa, że dźwigam kartony wódki, chwilę później z subtelnością i dbałością układam ultradelikatne winietki – by w kolejnej godzinie przytulać Pannę Młodą, którą pokonały emocje. Balansowanie pomiędzy tym wszystkim to coś niesamowitego. Nigdy wcześniej w życiu nie robiłam czegoś, co jednocześnie tak wyczerpuje, tak porusza i tak satysfakcjonuje.
PS Zdjęcia tym razem: Akademia Wytwórni Ślubów, edycja czerwiec 2018