Pierwsze rozszerzanie diety zaliczyłam 8 lat temu, gdy Starszak skończył 6 miesięcy. Wówczas dostępnej wiedzy było nieco mniej, niż mamy do dyspozycji dzisiaj. Byłam świadoma, że rozszerzanie diety to naturalny – kolejny – etap rozwoju dziecka i musimy podchodzić do tego tak samo, jak do każdego innego. Czyli w skupieniu na dziecku. Dzisiaj mam za sobą już dwukrotne rozszerzanie diety i śmiało mogę stwierdzić: każde dziecko to inna historia.
U nas jedna z tych historii toczyła i toczy się – z wybiórczością pokarmową w tle. Etap poszukiwania rozwiązań wszędzie – mamy za sobą. Etap akceptacji – odhaczony. Etap oswojenia – również. O wybiórczości pokarmowej można napisać odrębny artykuł (i pewnie tak zrobię!), dzisiaj jednak chciałabym napisać o książce, która wpadła niedawno w moje ręce.
Chrup! Mlask! Mniam! Rozszerzanie diety i żywienie starszaka
To książka Michaliny Klukowskiej, autorki bloga U Wojtusia na talerzu, dietetyczki pediatrycznej. Książka składa się z dwóch części. W pierwszej części mamy sporo wiedzy: o rozszerzaniu diety, o komponowaniu diety dla starszaków. W drugiej części są przepisy: na śniadania, drugie śniadania, obiady, podwieczorki i kolacje. Przejrzyście posegregowane. Proste w przygotowaniu. Różnorodne. Smaczne i zdrowe.
Dlaczego warto mieć w domu książkę kucharską z przepisami dla dzieci? Z banalnie prostego powodu! Można wziąć taką książkę, usiąść razem z dzieckiem, oglądać zdjęcia, rozmawiać o wybranych daniach i wspólnie zdecydować: co nowego spróbujemy?
Moje dzieci uwielbiają czytać i oglądać książki, zwłaszcza nowe. Gdy ta pojawiła się u nas w domu – od razu ochoczo ją schwycili, kolejno oglądając. Później wspólnie omówiliśmy to, co odkryli, co ich zaciekawiło, spodobało się. Postanowiliśmy, który przepis wypróbujemy jako pierwszy. I teraz najważniejsze! To nie musi wcale być tak, że dzieci do wszelkich nowości podchodzą z ekscytacją i zainteresowaniem, to zupełnie naturalne że zmieniają zdanie. Jak każdy z nas.
W całej naszej długiej drodze ramię w ramię z wybiórczością pokarmową – nauczyłam się bardzo wiele. I nie, nie powiem tutaj nic w stylu: nigdy się nie poddawać. Bo absolutnie nie o to chodzi. Owszem, próbować, szukać, powtarzać. Ale nie za wszelką cenę. Odpuszczanie też jest dobre. Jeśli sprawdza się zupka X i kotlecik Y – nie musimy ich przeplatać opcjami B, C, E, G, K i P. Ten X i Y wystarczą, jeśli dziecko się najada i zdrowo rozwija.
Komu polecam ten tytuł?
Oczywiście, każdemu rodzicowi. Zwłaszcza w momencie, gdy mamy rozpocząć rozszerzanie diety. A jeśli ten etap mamy za sobą – nadal warto po nią sięgnąć. Ogrom wiedzy. Sporo przepisów. Co najważniejsze? Przepisów, które można naprawdę wykorzystać – proste składniki, szybkie przygotowanie, ciekawe smaki. Z ogromną przyjemnością czytałam kolejne rozdziały, przeglądałam przepisy. Szkoda, że takiej książki nie miałam pod ręką te 8 lat temu, gdy towarzyszyło mi pierwsze rozszerzanie diety.
Dziś mogę chociaż polecić ją innym, niech służy!
Smacznego!
Artykuł powstał we współpracy recenzenckiej z wydawnictwem Znak.