Czasem myślę, że jestem wypalona. Że to już ta granica, za którą nie ma nic – żadnych sił, żadnych emocji, żadnych chęci. Ale potem przychodzi dzień, w którym czuję się trochę lżej i okazuje się, że to nie było wypalenie. To był organizm w trybie skrajnie alarmowym, kolejny raz.
Reakcja na potężne zmęczenie, stres, niepewność, które pojawiają się cyklicznie, falami. Nie jest łatwo to rozpoznać. Zwłaszcza gdy widzimy siebie przez pryzmat innych – tych, co „dają radę”, „wyglądają lepiej”, „są bardziej ogarnięci”.
Ale to porównywanie absolutnie nie pomaga. Bo każda i każdy z nas niesie zupełnie inny bagaż. I dlatego najważniejsze, co możemy zrobić dla siebie i naszych dzieci, to zacząć od siebie – zauważać, co mówi ciało, co mówi serce, co się właśnie teraz domaga troski. Czasem to zmęczenie, czasem bezsilność, czasem poczucie niewidzialności. I to wszystko jest ważne. Bo Ty jesteś ważna. Bo Ty jesteś ważny. Twój stan. Twoje potrzeby. Twoje granice.
Czym (nie) jest wypalenie?
Wypalenie to coś więcej niż zmęczenie. To stan, w którym znika zdolność do odczuwania – radości, frustracji, bliskości. Pojawia się zobojętnienie, automatyzm, dystans nawet wobec tych, których kochamy najbardziej. Czasem towarzyszy temu poczucie winy, a czasem już nawet ono się nie odzywa.
Ale zanim tam dotrzemy – jeśli w ogóle – najczęściej długo jesteśmy w trybie przetrwania. I ten stan potrafi być mylący. Mamy wrażenie, że coś się w nas wypaliło, coś bezpowrotnie zgasło, a tak naprawdę jesteśmy tylko (i aż) przeciążeni. Kolejnym trudnym tygodniem. Kolejną diagnozą. Kolejną nieprzespaną nocą. Kolejnym brakiem jakiegokolwiek wsparcia. Kolejnym czymś.
Dlaczego odczuwamy to inaczej?
Rodzicielstwo dzieci z niepełnosprawnościami to życie na pograniczu wielu rzeczywistości. Emocje są głębokie, często sprzeczne. Radość z małych kroków, strach o przyszłość. Bezsilność wobec systemu, siła wobec codzienności. Ale najtrudniejsze bywa to, że odpoczynek nie przychodzi naturalnie. Bo zawsze coś jest do ogarnięcia, do załatwienia, do przeczytania, do wyjaśnienia. Naprawdę, zawsze i wszędzie – coś jest, coś czeka, coś wymaga.
My nie „wpadamy” w stres. My go nie doświadczamy. My w nim mieszkamy. Dlatego tak łatwo pomylić chroniczne napięcie ze stanem wypalenia. A jednocześnie – tak trudno zauważyć, kiedy naprawdę przekraczamy granicę.
Jak się obserwować, żeby nie przegapić… siebie?
Nie chodzi o wielką analizę, tylko o małe znaki. Zatrzymaj się na chwilę i zapytaj siebie z uważnością:
-
Czy czuję radość, gdy dziecko się śmieje?
-
Czy jestem w stanie odpocząć, gdy mam chwilę ciszy?
-
Czy robię coś tylko dla siebie – choćby przez pięć minut dziennie?
-
Czy ostatnio byłam bardziej rozdrażniona niż zwykle?
-
Czy moje ciało daje mi sygnały, że coś jest nie tak – bóle głowy, bezsenność, ścisk w żołądku?
To nie test. To ultraczułe lustro. Nie po to, żeby się oceniać, ale żeby zauważyć siebie. Bo zanim przyjdzie wypalenie, bardzo często przychodzi zaniedbanie własnych potrzeb.
Najtrudniejsze bywa to: pozwolenie sobie na chwilę wytchnienia, gdy wszystko krzyczy, że przecież nie możesz. Ale odpoczynek nie jest luksusem. Nigdy nie możemy tak na niego patrzeć! Odpoczynek jest niczym tlen. Bez niego nie da się oddychać, a co dopiero być jakkolwiek dla innych.
Czasem wystarczy mały gest – wyjście z domu na samotny spacer. 10 minut z książką. Kubek herbaty wypity do końca, nie na raty. Wszystko, co pomoże wrócić do siebie, zanim zupełnie już siebie utracimy.
Gdy naprawdę jest za dużo…
Są też sytuacje, kiedy wypalenie już się wydarzyło. Kiedy nie działa nic. Kiedy nie mamy już siły pytać siebie o potrzeby, bo jesteśmy w miejscu emocjonalnej pustki. Wtedy nie wystarczy dobra wola. Wtedy potrzebujemy kogoś z zewnątrz – terapeuty, grupy wsparcia, fundacji, osoby, która poda rękę.
Nie musisz dźwigać wszystkiego sama. Twoje granice są ważne. Twoje potrzeby są ważne. Ty jesteś ważna, ważny. I masz prawo poprosić o pomoc – zanim się wypalisz, w trakcie, albo wtedy, gdy będzie trzeba na nowo złożyć się w całość.
Nie jestem i nigdy nie będę specjalistką od diagnoz. Nie mam gotowych recept ani obiektywnego miernika wyczerpania. Ale jestem matką, taką jak Ty. I wiem, jak wygląda życie, w którym trzeba być gotową zawsze — nawet wtedy, gdy nic już w Tobie nie chce wstawać.
Rodzicielstwo dzieci z niepełnosprawnościami to maraton, w którym nie ma stałych przystanków. To opieka, która nie kończy się o 17:00. To miłość połączona z walką o dostęp, o zrozumienie, o godność. A czasem po prostu o chwilę ciszy. Dlatego tak łatwo w tym wszystkim zgubić siebie. Bo system nie widzi nas jako całości — widzi potrzeby dziecka, listy świadczeń, terminy, dokumenty. My za to musimy ogarnąć wszystko, a najlepiej jeszcze z uśmiechem i wdzięcznością.
Ale prawda jest taka: jeśli my zgaśniemy, świat wokół też zacznie gasnąć. Nie od razu. Ale dzień po dniu. Nasze dzieci potrzebują nas – nie perfekcyjnych, nie niezniszczalnych, ale obecnych. A obecność nie rodzi się z poświęcenia, tylko z troski. Także tej o siebie.
Więc jeśli czujesz, że jest Ci trudno – to nie dlatego, że jesteś słaba. To dlatego, że ta droga bywa bardzo trudna. I masz pełne prawo na chwilę się zatrzymać. Wypić herbatę do końca. Popłakać. Poprosić o pomoc. Odetchnąć. To nie luksus. To fundament.
Zadbaj o siebie, choćby symbolicznie. Nikt nie zrobi tego za Ciebie — ale są ludzie, którzy mogą Ci w tym towarzyszyć. I ja też jestem jedną z nich.
(Nie)wypalone matki – to książka, która koi
Jeśli czujesz, że temat wypalenia rodzicielskiego wciąż jest Ci bliski, chciałabym polecić Ci też e-book, który jest dla mnie prawdziwym ukojeniem. „(Nie)wypalone matki” to książka, która nie ocenia, nie krytykuje, ale przede wszystkim koi. Wspiera i daje poczucie, że nie jesteśmy same w tym doświadczeniu. Jest pełna praktycznych wskazówek, które mogą pomóc rozpoznać momenty wypalenia i nauczyć się z nimi radzić — bez poczucia winy, ale z pełnym szacunkiem dla naszych granic i potrzeb.
To lektura, która daje przestrzeń do zrozumienia, że nie musimy być idealnymi matkami, by być wystarczającymi. I że dbanie o siebie jest niezbędnym krokiem w kierunku zdrowia psychicznego i emocjonalnego. Zajrzyj do niej, jeśli chcesz poczuć się zrozumiana i wesprzeć w tej drodze. „(Nie)wypalone matki” to książka, która nie tylko odpowiada na pytania, ale zwyczajnie daje ukojenie.
Poczytaj więcej tutaj: (Nie)wypalone matki – wszystko, co musisz wiedzieć o wypaleniu rodzicielskim.
Pamiętaj! Zasługujesz na chwilę wytchnienia, a ta książka jest krokiem w stronę większej równowagi.
PS Na zdjęciu uchwycone moje ulubione kotwice zwyczajności, coś tylko mojego: różowa klawiatura, ulubiona filiżanka do espresso, świeże kwiaty, notatnik, laptop, biała pościel.
Agnieszka
Piękne ujęcie tego wszystkiego, w czym tkwimy po uszy. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak łatwo możemy przejść z jednego stanu w drugi. To naprawdę nigdy się nie kończy i zaczyna na nowo. Jest trwałe. Tylko ile można tak żyć…