Bardzo często pomija się szalenie istotny element, jakim jest… historia. Capsule wardrobe przedstawiać chyba nie muszę – ale jak brzmi historia szafy kapsułowej? Mówi się, pisze i pokazuje propozycje dla garderoby kapsułowej. A umiesz wskazać, kto zainicjował ten termin? Skąd wzięła się taka a nie inna, nazwa? Od jak dawna jest stosowana, skąd do nas przybyła? Osobiście uwielbiam czytać. Nie byłabym sobą, gdybym na starcie swojego zainteresowania tematem kilka lat temu, nie przeczytała nieskończonych ilości źródeł. Regularnie sięgam też po książki w tej tematyce – ale to już materiał bardziej na #kawaz30ubrań, na którą zapraszam co poniedziałek na Instagramie.
Historia szafy kapsułowej jest krótka i prosta.
West End, lata 70. XX wieku. Butik „Wardrobe” (z ang. garderoba, jakżeby inaczej!). Susie Faux wpada na pomysł szafy kapsułowej, która miałaby określać uniwersalne elementy, do noszenia o każdej porze roku, przez wiele sezonów. Bez kupowania wciąż nowych ubrań. Niedługo później – w 1985 roku Donna Karan (twórczyni DKNY) wypuszcza kolekcję Seven Easy Pieces, która mocno spopularyzowała ideę garderoby kapsułowej. Kolekcja miała serwować stylizacje idealne do biura. Podstawą stało się (ikoniczne już!) czarne body, modelki pojawiały się w kolejnych ubraniach, zestawianych ze sobą. Zamierzony sens? Nie trzeba wiele by wyglądać różnorodnie, z klasą i wdzięcznie.
Czyli kwintesencja garderoby kapsułowej, nie uważasz? Określona ilość elementów, które można dowolnie ze sobą miksować, zestawiać, nosić i czuć się świetnie. Nie bez znaczenia pozostają programy telewizyjne, dzięki którym historia szafy kapsułowej nabrała rozpędu. Chociażby emitowane w BBC „What Not to Wear” Trinny i Susannah albo „Gok’s Fashion Fix”. Kojarzycie Goka? Od jakiegoś czasu mamy nawet polską edycję „Salonu sukni ślubnych Goka”. Tak, to ten sam. Gok również uważa (i przekonuje!), że historia szafy kapsułowej jest bardzo ważna. Tutaj mamy już zupełnie inną argumentację, niemniej jednak trafną: garderoba kapsułowa pozwala ludziom dobrze wyglądać przy naprawdę niedużym zapleczu finansowym.
Bo nie musimy wydawać majątku na niezliczone ilości ubrań, co chwilę nowych by nadążać za trendami. Możemy w sposób uniwersalny, skrojony na miarę naszych możliwości i potrzeb – skompletować taką zawartość szafy, żeby zachwycać stylem. Przynajmniej siebie. Albo i nie. Zdecydowanie nie „przynajmniej”. Bo to jest najważniejsze: zachwycać siebie! Żadna ilość komplementów nie może się równać samoakceptacji i zadowoleniu z własnych wyborów.
Wróćmy na chwilę do Susie Faux. W swoim butiku przekonywała o tym, że warto kupować kilka porządnych ubrań na wiele sezonów, zamiast masowych ilości byle jakiej odzieży, która bardzo szybko trafia do kubła na śmieci. Bo kiepska, bo szybko traci na wartości (zniszczona zwyczajnym użytkowaniem), bo nie warto wspierać tak dużej produkcji odpadów. Susie hołdowała innym wartościom. Zachęcała do wsparcia lokalnych krawców i projektantów, tworzących rzeczy naprawdę wysokiej jakości. To trochę jak nasze aktualne #wspierampolskiemarki, czyż nie? Powtarzam to cały czas, sama poświęciłam wiele czasu na podobne wnioski i działania: zdecydowanie lepszą opcją jest kupić jedną rzecz i chodzić w niej pięć lat, niż kupić pięć rzeczy i nosić jeden sezon.
Historia szafy kapsułowej to trochę never ending story, wiesz?
Na (absolutnie) każdym etapie budowania garderoby kapsułowej, trzeba pamiętać o najważniejszym: skompletowanie szafy kapsułowej jest procesem żmudnym. Procesem. Czymś, co trwa i trwa. Nie punktem checklisty do odhaczenia i efekt będzie już niezmiennie zadowalać. Nie, nie, nie! Ubrania mają to do siebie, że się przede wszystkim zużywają. Nawet te z najwyższej półki, nawet te najdokładniej dobierane. Nie da się, po prostu się nie da – dobrać ubrań raz na zawsze i te określone zasoby używać non stop, bez żadnych wymian w międzyczasie. Jak najbardziej da się (dość ogólnikowo ale jednak!) określić, czego tak naprawdę potrzebujemy i co wchodzi w zakres naszych upodobań. Stąd już naprawdę prosta droga do wyrobienia w sobie nawyku właściwych wyborów.
Historia szafy kapsułowej u każdego oznacza coś innego. Być może masz tyle ubrań, że nie jesteś w stanie znaleźć w szafie ulubionej koszulki. A z tych uginających się półek nie nosisz prawie nic… Być może zawodzi cię jakość posiadanych ubrań, które pojawiają się na chwilę i znikają, zniszczone w kontenerze na śmieci. Być może szukasz swojego stylu i już na starcie wiesz, że capsule wardrobe ci w tym pomoże. Niezależnie o tego, jak wygląda twoja sytuacja i twoje motywacje – proces tworzenia szafy kapsułowej potrafi uzależniać. Bez wątpienia najtrudniejszy jest sam początek, kiedy to pozbywasz się zgromadzonego nadmiaru i zostajesz z niemal pustymi wieszakami. Później jest już tylko łatwiej, wierz mi. Bo uczysz się właściwych wyborów. Z każdym kolejnym zakupem, doceniasz jakość i dopasowanie do siebie. Przestajesz zwracać uwagę na wszechobecny nadmiar, umiesz wyselekcjonować to, co dla ciebie wartościowe.
Pomyśl o swoich ubraniach jak o puzzlach. Wszystko zależy od tego, jak je ułożysz – z tych samych kawałków powstać może piękny rysunek albo kompletny bałagan. Nie zbudujesz też sensownej całości, jeśli zabraknie choćby jednego elementu. Bazowe ubrania pełnią w naszym stroju konkretne funkcje, nie da się ich zastąpić ostatnim krzykiem mody. To tak, jakby wyobrazić sobie umeblowaną sypialnię bez łóżka albo kuchnię, w której brakuje zlewu, czy piękny samochód prosto z salonu, ale bez kół. Może brzmi to śmiesznie, ale właśnie tego rodzaju błędy popełniamy, kompletując swoją garderobę.
K. Tusk, Elementarz stylu
Historia szafy kapsułowej to również twoja historia.
To drogą, którą przechodzisz nie tylko od tego momentu, gdy uświadamiasz sobie: potrzebuję, chcę tego, chcę dokonać tej zmiany. To również cały ten wcześniejszy bagaż, który niemal każdy z nas ma na sumieniu. Kompulsywne zakupy w sieciówkach, obławianie się na wyprzedażach, stawianie na ilość bez zważania na jakość. Tonięcie w stertach bezwartościowych szmatek, zastanawianie się: kiedy i po co to kupiłam? Ostatecznie wnioski i determinacja do działania. To nieśmiałe podglądanie innych, zwłaszcza teraz – w czasach #instaświata bez problemu możemy inspirować się każdego dnia, patrząc na czyjeś zdjęcia. Od inspiracji do realizacji zwykle dzieli nas krok. I fajnie, gdy go wykonujemy. Wspierając się doświadczeniami i sposobami innych, być może biorąc poniekąd przykład, być może przecierając własny szlak.
Wychodzę z założenia, że szafa kapsułowa to ziarenko. Musimy je przygarnąć i pielęgnować. Niech się rozwija w warunkach, jakie jemu tworzymy, w drobnych gestach przepełnionych dbałością niech znajduje siłę do wzrastania. Szafa kapsułowa ma być skrojona na naszą miarę i potrzeby, nigdy odwrotnie. To nie ja mam się dostosowywać do tego, co znalazło się na wieszakach. Ubrania mają wpasować się w mój styl bycia i życia, w mój komfort i zamiłowania. Pamiętaj o tym.
Ty jesteś najważniejsza.
Marlena
Piękne napisane, zgadzam się z zaletami garderoby kapsułowej, ale czy ja się kiedyś zbiorę, żeby to zorganizować? Na razie udaje, że nie widzę, iż jedna połówka w szafie jest nieużywana od kilku miesięcy. Ale to dlatego, że tam mam ciuchy wyjściowe a ostatnio nigdzie nie wychodzimy. Poza tym buty. O ile w ciuchach próbuje trzymać jakiś poziom ilościowy, tak buty… boję się sprawdzać ile różnych, jednorazowych par kryje nasz dom. Choć kiedyś to musi nastąpić. Liczę, że wyprowadzka będzie takim momentem. Chciała bym się wynieść, zbędne rzeczy zostawić i za jakiś czas wrócić, upewniona, że nie są mi one potrzebne, wtedy je rozdysponować. Buty też 😉
mama-sama.pl
Ale super pomysł z tym wyniesieniem się! 😛
Kasia
Chyba każda z nas na początek powinna przeczytać o garderobie kapsułowej i się zastanowić 🤔 może spróbujecie, chociaż tak na próbę. Zróbmy sobie tak popularny teraz #challenge 😁 tylko że ubraniowy 😜 na początek Ja spróbuję wyciągnąć z szafy i włożyć do pudła te rzeczy, których nie noszę. Nie znam chyba kobiety która nie ma tzw. KIEDYŚ TO ZAŁOŻĘ, jak schudne to będę nosić. Kiedyś przeczytałam, że jak nie założymy czegoś przez pół roku to już nie założymy. A w naszych szafach rzeczy leżą po trzy lata i tylko je przekładamy z miejsca na miejsce. Jak byłam w ciąży to miałam takie postanowienie, że raz w tygodniu wyrzucałam jedną rzecz. I moja garderoba nie była wcale przez to uboższa. Jeśli nie chcemy wyrzucać to na pewno mamy w otoczeniu kogoś, komu te ubrania się przydarzą. Oddajmy je im – dajmy im drugie życie do czego zachęcam 😁
mama-sama.pl
Znasz!
Ja już od jakiegoś czasu nie mam ani jednej takiej rzeczy! 😀
ulsi13
Przeczytałam artykuł bo jestem już w trakcie realizacji projektu szafy kapsułowej a dokładnie na etapie kiedy to zostałam z prawie pustymi półkami. Powiem tak – z chwilą gdy pozbyłam się rzeczy wcale nie noszonych oraz tych „na kiedyś” poczułam wielka ulgę i wewnętrzny spokój. Teraz szukam inspiracji do tego by zbudować krok po kroku swój styl i szafę kapsułową🙂
mama-sama.pl
To jesteś w bardzo dobrym miejscu! <3