Wizerunek dziecka w placówkach: czy łatwo zgubić granice?

rodzice dzieci w spektrum autyzmu

Coraz częściej, gdy przewijamy media społecznościowe, zatrzymujemy się na zdjęciach z przedszkoli, szkół i ośrodków terapeutycznych. Uśmiechnięte dzieci, ręce w farbie, pierwsze sukcesy, występy, spacery. Czasem nawet krótkie filmiki: ktoś recytuje wiersz, ktoś maluje, ktoś się przytula. Obok komentarze: cudowne dzieci, wspaniała praca nauczycieli, brawo dla naszych!. I choć wiem, że za tymi kadrami często stoją dobre intencje, to we mnie – mamie, kobiecie, człowieku wrażliwym na granice – rodzi się pytanie: czy naprawdę wiemy, co pokazujemy światu?

Czy dziecko, które widzimy na ekranie, wie, że właśnie oglądają je obcy ludzie? Czy jego rodzice rozumieją, że to zdjęcie, film czy relacja zostanie w sieci na zawsze? I czy placówki edukacyjne – te same, które uczą empatii, wrażliwości, poszanowania granic – potrafią te granice chronić, gdy chodzi o najbardziej delikatną sferę dzieciństwa: prywatność?

Dziecko nie jest wizytówką placówki

Nie ma wątpliwości, że współczesne placówki edukacyjne żyją w świecie wizerunku. Trzeba pokazać się w mediach, zdobyć nowych rodziców, budować markę. Posty, relacje, zdjęcia – to codzienność. Ale gdzieś po drodze ginie świadomość, że dziecko nie jest częścią strategii marketingowej. To nie jest „materiał promocyjny”. To człowiek, którego wizerunek należy do niego, a nie do instytucji.

Czasem wystarczy jedno zdjęcie. Grupa dzieci z zajęć sensorycznych, opatrzona podpisem: „Nasze maluchy dzielnie pracują nad emocjami!”. Albo relacja z wycieczki, gdzie każde dziecko jest oznaczone z imienia. To drobiazgi, które dla dorosłych są niczym, ale dla dziecka to już fragment jego tożsamości. Dziecko w roli „pacjenta”, „ucznia”, „uczestnika terapii” nie wybiera, czy chce, by jego obraz krążył po internecie. A kiedy dorośli traktują jego wizerunek niczym ozdobę wirtualnej tablicy – choćby z najlepszą intencją – odbierają mu prawo do prywatności.

Wiele osób mówi: Ale przecież rodzice wyrazili zgodę. Tak, wyrazili. Tylko że często nie rozumieją, na co konkretnie. Zgoda jest traktowana jak formalność, kartka do podpisania przy zapisie dziecka. Mało kto tłumaczy, że taka zgoda:

  • musi być dobrowolna, nie może być warunkiem uczestnictwa w zajęciach,
  • powinna wskazywać dokładnie, gdzie i w jakim celu wizerunek będzie użyty,
  • może być cofnięta w dowolnym momencie, bez tłumaczenia się.

Zbyt często nikt tego nie mówi. A jeśli rodzic zapyta, czy można nie zgadzać się na publikację, bywa, że słyszy: ale wtedy nie będzie zdjęć grupowych, inni się zgodzili, to tylko formalność. Tylko że to nie jest formalność. To jest etyka. To jest granica.

Dobre intencje nie wystarczą

Nie mam w sobie gniewu wobec nauczycieli i terapeutów. Znam wielu, którzy swoją pracę wykonują z ogromnym sercem. Ale wiem też, jak łatwo wpaść w pułapkę myślenia: to tylko zdjęcie. Bo przecież chcemy się dzielić dobrem, chcemy pokazać, że coś się dzieje, że dzieci rosną, że świat nie stoi w miejscu. A jednak… gdzieś w tym entuzjazmie gubimy czujność.

Widziałam zdjęcia dzieci w trakcie zajęć terapeutycznych – skupione, z wysiłkiem w oczach, czasem z łzami, czasem z napięciem w dłoniach. Widziałam filmy, jak dzieci uczą się mówić, chodzą po ścieżce sensorycznej, ćwiczą relaksację. Piękne momenty, intymne, ludzkie. Ale czy powinny być publiczne? Czy naprawdę chcemy, żeby ktokolwiek – przypadkowy obserwator z Internetu – mógł patrzeć na dziecko w tak wrażliwym momencie? To nie jest zła wola. To brak refleksji.

I właśnie dlatego trzeba o tym mówić. Nie po to, by kogoś obwiniać, ale by obudzić świadomość. Bo kiedy dorosły publikuje zdjęcie dziecka, robi coś więcej niż wrzuca post: wchodzi w przestrzeń jego tożsamości, jego prawa do bycia niewidocznym, gdy chce.

Placówki, które uczą empatii, powinny od niej zaczynać

To paradoks, że miejsca, które uczą dzieci szacunku i współczucia, tak często zapominają o tych wartościach w praktyce. Przedszkola i szkoły, które mówią o bezpieczeństwie emocjonalnym, jednocześnie bezrefleksyjnie publikują wizerunki uczniów. Widzimy dzieci z konkursów, akademii, zawodów sportowych, występów, lekcji. Widzimy ich twarze, ciała, emocje. Czasem widzimy zbyt wiele.

Prawdziwa empatia nie kończy się na programie nauczania. Ona zaczyna się w codzienności. W decyzjach o tym, czyj świat pokazujemy i w jaki sposób. Bo jeśli dziecko przez cały dzień słyszy o szacunku, a potem widzi siebie na Facebooku szkoły – bez zapytania, bez kontekstu – to uczy się, że słowa i czyny dorosłych nie zawsze idą w parze.

Można inaczej: mądrzej, piękniej, z większą świadomością

Nie chodzi o to, by przestać dokumentować. Chodzi o to, by dokumentować z uważnością. Bo można opowiadać o pracy z dziećmi bez pokazywania ich twarzy. Można pokazywać relacje bez wchodzenia w ich emocjonalność. Można promować placówkę, nie krzywdząc prywatności.

Oto kilka przykładów dobrych praktyk, które naprawdę działają:

  • Zamknięte grupy dla rodziców. Dostępne tylko dla członków społeczności, z możliwością kontroli i bez opcji udostępniania dalej.
  • Ujęcia z szacunkiem. Zamiast twarzy: dłonie, rysunki, przedmioty, światło. Zamiast emocji: działanie, proces, wspólnota.
  • Zgoda po rozmowie, nie po podpisie. Dyrekcja tłumaczy, po co chce coś pokazać, rodzic rozumie, co podpisuje.
  • Edukacja personelu. Nauczyciele i terapeuci uczą się o etyce publikacji, o prawach dzieci, o tym, że „to tylko Facebook” nie jest argumentem.
  • Dzieci jako współdecydujący. Uczą się same wybierać, czy chcą być na zdjęciu. Uczą się, że mają głos i że ten głos się liczy.

To nie są „drobne zmiany”. To są zmiany cywilizacyjne. Tak buduje się kulturę szacunku, która zaczyna się od najmłodszych.

Rola rodziców – odwaga mówienia „nie”

Czasem słyszę, że rodzice, którzy nie zgadzają się na publikację zdjęć, to „trudni”. Że przesadzamy, że robimy problem z niczego. Ale to właśnie tacy rodzice chronią to, czego nie da się potem odzyskać: prawo dziecka do prywatności.

Nie bójmy się pytać:

  • Gdzie trafiają zdjęcia mojego dziecka?
  • Kto ma do nich dostęp?
  • Czy są zabezpieczone?
  • Czy naprawdę muszą być publikowane publicznie?

To nie jest brak zaufania, to odpowiedzialność. I jeśli ktoś próbuje nas zawstydzić, mówiąc, że „wszyscy się zgadzają” – warto odpowiedzieć spokojnie: ja chcę inaczej. Dziecko uczy się granic, patrząc na nas. Widząc, że mama czy tata potrafi powiedzieć „nie”, uczy się, że jego „nie” też jest ważne.

Cisza też jest formą troski

Nie wszystko, co piękne, trzeba pokazywać. Nie każda chwila, która wzrusza, musi być sfotografowana. Czasem największy dowód szacunku wobec dziecka to właśnie cisza – powstrzymanie się od publikacji, od komentarza, od chęci „pokazania światu”.

Wizerunek dziecka to część jego tożsamości, którą dopiero buduje. My, dorośli, jesteśmy tylko tymczasowymi strażnikami tego prawa. Kiedyś te dzieci dorosną. I zapytają: czy pytałaś mnie o zgodę? I obyśmy wtedy mogli odpowiedzieć: tak, zawsze.

Bo prawdziwa ochrona wizerunku to nie tylko przestrzeganie prawa. To miłość w działaniu. To decyzja, by chronić dziecko również przed nami samymi – przed naszą potrzebą uznania, pochwały, pokazania, że „robimy dobrze”. Bo czasem największym dowodem dobra jest właśnie to, że potrafimy zachować coś tylko dla siebie.

Na koniec pytanie, które warto zapamiętać!

Zanim ktoś kliknie „opublikuj”, niech zapyta siebie: Czy to, co pokazuję, naprawdę służy dziecku, czy raczej mnie? Jeśli odpowiedź brzmi „mnie”, może warto zostawić ten moment w prywatnym albumie, w telefonie, w sercu. Bo nie każda miłość musi być publiczna. Nie każda duma wymaga lajków.

Być może przyjdzie dzień, w którym szkoły i ośrodki zaczną mówić z dumą: nie publikujemy twarzy dzieci – z szacunku do nich.
I oby to zdanie stało się nowym standardem, nie wyjątkiem.

Nie da się wychować dziecka w poczuciu bezpieczeństwa, jeśli nie potrafimy tego bezpieczeństwa chronić. Wizerunek dziecka to nie sposób na promocję, nie argument w rekrutacji. To jego prawo. Jego granica. Jego mała, wielka godność.

A my – dorośli – jesteśmy po to, by ją chronić. Nie z obowiązku. Z miłości.

PS Chcesz dowiedzieć się więcej? Poznaj „Rodzic w sieci”!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *