Miałaś wypadek. Lądujesz w szpitalu. Tak jak stałaś. Z małą torebką, portfelem, smartfonem, płaszczem i okularami przeciwsłonecznymi. Musisz zostać w szpitalu kilka tygodni, unieruchomiona, zdana na osoby trzecie. Dzwonisz do męża, ten ma za zadanie przywieźć twoje rzeczy. O zgrozo, kilku w łazience brakuje bo się kończą albo skończyły, zakupy miałaś zrobić w weekend przecież. Jesteś zdana teraz tylko i wyłącznie na stopień ogarnięcia twojego partnera, który musi dostarczyć wszystko, co potrzebne do szpitala.
Wiem, wiem.
Mamy XXI wiek. Mamy technologię. Zamówisz zakupy online w drogerii a on je tylko odbierze. I załatwione. Piżam w sieciówce też sobie tak nakupisz. Wszystko w zasadzie można rozegrać w ten sposób. Zapewne domyślasz się już, do jakiego meritum zmierzam? Dokładnie. Brzmi ono: nie o to w tym wszystkim chodzi. W związku nie chodzi o to, że jedna osoba ma być tą wiecznie ogarniętą i ogarniającą. Nie chodzi o równiutki, co do joty podział. O zainteresowanie się rozchodzi. O świadomość, wsparcie i chęci.
Rozmowa w związku to konieczność.
Kojarzycie ten moment, gdy Chuck Bass jedzie do Europy by kupić Blair Waldorf ulubione makaroniki i pończochy? Albo gdy przychodzi na spotkanie z jej ukochanymi piwoniami? To właśnie świadomość i zainteresowanie w czystej postaci. On nie musiał jej pytać, co pragnie otrzymać. On to doskonale wiedział. Teraz zejdźmy na ziemię i włóżmy to w nasze realia. Masz fatalny dzień za sobą, wieczorem kumulacja emocji i zmęczenia całego dnia sięga zenitu. Twój mąż/partner/konkubent zamawia twoją ulubioną pizzę, otwiera wino, rozmawiacie. Wie, co zrobić by poprawić twoje samopoczucie, wie które struny poruszyć i jak reagować na podobne sytuacje. Ale jeśli rozboli cię głowa, będzie wiedział też jakie tabletki ci kupić. Jeśli złamiesz obcas na spacerze, będzie wiedział jakie buty ci na szybko kupić byś nie wracała boso. Ty wiesz, jaką kolacją sprawisz jemu pyszną niespodziankę. Bez problemu sama kupisz jemu koszulę, jeśli wpadnie ci w oko jakaś szczególna. Bez problemu znajdziesz kluczyki do samochodu, przecież wiesz gdzie odkłada. Przykłady można mnożyć bez końca, zależnie od indywidualnej sytuacji i konkretnych relacji. Skąd ta wiedza? Bo nie możemy powiedzieć: domyśla się. Nie, po prostu wie. A skąd? Najprawdopodobniej z rozmowy. Wszystkie informacje czerpie ze słów tej drugiej osoby. Banalnie prosta sprawa! Rozmowy to istna kopalnia wiedzy.
-
Czy ta druga osoba zna Twój rozmiar butów i ubrań?
-
Czy Twój partner bez problemu kupiłby Ci szampon, tampony, dezodorant? Wie, czego używasz?
-
Czy rozmawialiście choć raz o tym, co w przypadku śmierci któregoś z Was?
-
Umiesz bez problemu wymienić choć jeden wymarzony prezent tej drugiej osoby?
Te cztery pytania zadałam jakiś czas temu na swoim instagramowym Stories. Przy pierwszym z nich twierdząco odpowiedziało 73 % głosujących. Przy drugim 70 %. Przy trzecim 53 %. Przy czwartym 86 %. Dysproporcje nie są wielkie. Zauważ jednak, że najwięcej odpowiedzi TAK dotyczyło prezentów a najmniej rozmowy o śmierci. Trochę jakbyśmy o drobnostkach mogli rozmawiać o wiele swobodniej, niż o sprawach poważnych. Mnie to nie dziwi. Przecież tak właśnie jest. Prostsze są rozmowy o kwestiach błahych. Dla każdego. I nikt nie ma tutaj chyba żadnych wątpliwości. Na tematy trudne trzeba chcieć nauczyć się rozmawiać. Może nie od razu, pierwsza randka nie jest dobrym momentem na start takich tematów. Ale też i niezbyt późno, kilka lat po ślubie – to z kolei przegięcie w drugą stronę.
Rozmowa w związku to fundamenty.
Tak jak budowę domu zaczynamy od zaprojektowania i zbudowania fundamentów, tak każdy związek od tego również powinniśmy zaczynać. Brzmi banalnie, domyślam się. Od każdego z nas zależy, co jeszcze będzie składową tych fundamentów. Zainteresowanie (szczere!) jest – moim zdaniem – niezbędne. Musisz wiedzieć, czym na co dzień zajmuje się ta druga osoba. Musisz wiedzieć, czy lubi mango albo wytrawne wino. Musisz wiedzieć, jaki rozmiar majtek nosi. Jeśli współdzielicie ze sobą codzienność, takie sprawy powinny być czymś absolutnie oczywistym. Sprawy wielkie i sprawy błahe. Tematy absurdalnie odległe i te skrajnie bliskie. O wszystkim, od detali – po giganty. Rozmawiajcie. Nie odwracajcie głowy. Nie zamykajcie ust. Nie puszczajcie mimo uszu.
Nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy w życiu słyszałam: A nie wiem dokładnie, co on(a) tam robi, ja się na tym nie znam. Kiepskie podejście! To, że na czymś się nie znamy, nie znaczy że mamy być na siłę ignorantami i odpychać od siebie te informacje. Przykład? Mój mąż jest inżynierem. Totalnie nie ogarniam szczególików tego, co robi na co dzień. Jestem w stanie jednak określić, czym właściwie się zajmuje i jak wygląda jego praca. Nie muszę umieć rozszyfrować treści dokumentów, wystarczy że znam sens obowiązków. Tak samo w drugą stronę. On też potrafi o każdym moim zajęciu opowiedzieć. Nie musi jednak umieć składać serwetek na piętnaście sposobów czy projektować tekstów blogowych.
Bądźmy realistami. Każdy z nas jest w czymś dobry. Byłoby nudno, gdyby każdy znał się doskonale na wszystkim. Wówczas nie potrzebowalibyśmy specjalistów. Bądźmy więc specjalistami w swoim fachu i interesujmy się sobą nawzajem. Nie dopuśćmy do sytuacji, że któreś z nas ulegnie wypadkowi a drugie nie będzie wiedziało, komu (pracodawcy) cokolwiek zgłosić czy załatwić. Trudny przykład, być może. Ma jednak otwierać oczy.
Nie dopuśćcie do sytuacji, w której niewiedza szkodzi.
Tutaj przykłady muszą być już nieco bardziej drastyczne, żeby naświetlić powagę sytuacji. Dlaczego w tytule tekstu jest również testament? Bo nie sposób go pominąć. Bo to ważne. Musicie zaplanować pewne kwestie na sytuacje, gdy miałoby was zabraknąć. Dorzuciłabym jeszcze intercyzę, która powoduje tyle burz. Wbrew powszechnej opinii, nie jest to wyraz nieufności wobec przyszłego męża czy żony. Tak naprawdę to całkiem solidne zabezpieczenie. Zwłaszcza wtedy, gdy jedno z was ma swoją firmę. Nawet jeśli takowej nie prowadzicie, nadal musicie myśleć o wszelkich ewentualnych problemach. Mogą przydarzyć się każdemu. Wówczas intercyza może was naprawdę ratować. Podobnie jak świadomość kilku istotnych spraw.
Nie może być tak, że nie znasz waszego numeru konta, nie masz do niego dostępu. Pójdźmy krok dalej: nie może być tak, że nie masz swoich pieniędzy. Pojawiają się w życiu tak różne okoliczności, że nie sposób je przewidzieć, zapobiec im a co dopiero sprostać, gdy przygotowanie zerowe. Musicie o tym wszystkim rozmawiać. Rozmowa w związku zawsze, od początku. Bez zbędnych frazesów. Konkretne ustalenia, które ułatwią wam codzienne wspólne pożycie. To po pierwsze. Szczere zainteresowanie potrzebami drugiej osoby. Nie tylko (choć przede wszystkim!) emocjonalnymi. To po drugie. Sprawczość i samodzielność. To po trzecie.
Punkt widzenia każdego z was jest ważny. Nie ignorujcie się nawzajem, okazujcie zainteresowanie i wchodźcie w dyskusje. Nie ulegajcie stereotypom z serii: mężczyźni o emocjach nie rozmawiają a kobiet zrozumieć się nie da. To tylko bzdury, powtarzane bez zastanowienia. Rozmowa w związku to wasz gwarant bezpieczeństwa i zrozumienia. Nic nie przychodzi od razu, trening czyni mistrza. Rozmawiajcie od samego początku, o wszystkim. Zawsze.
Żeby nie okazało się, że lata będą mijać a moment na rozmowę nigdy nie będzie odpowiedni. Wówczas możecie kiedyś obudzić się w rzeczywistości zupełnie innej niż ta, którą sobie obiecywaliście. Tego nikt nie chce. Dlatego dbajmy o nasze relacje, pielęgnujmy je niczym delikatne roślinki, z troską i uwagą. Mówmy o swoich marzeniach i obawach. Interesujmy się przyziemnymi drobiazgami i górnolotnymi planami. Wspólnie planujmy, projektujmy, pytajmy i szukajmy odpowiedzi. Fajnie jest rozmawiać, serio.
Karola
Trochę się zgadzam, trochę się nie zgadzam (choć u mnie z Twoimi tekstami często tak bywa 😉). Owszem rozmowa jest ważna, i oczywistym jest, że zwracanie uwagi na potrzeby drogiej połówki jest konieczne – choć moim zdaniem w miłości przychodzi tak zwyczajnie. Nie wyobrażam sobie związku w którym ludzie nie wiedzą jakie mają marzenia czy jak najlepiej lubią spędzić wieczór. Natomiast nie porównywałabym rozmowy o przyszłości, dostępu do konta bankowego, wiedzy o marzeniach i pragnieniach czy dyskusji o ewentualnej śmierci, do informacji o tym jakich używam podpasek czy jaki ma rozmiar bielizny… Pierwsze rzeczy to dla mnie albo podstawowa, albo zwyczajnie ważna w życiu wiedza o drugim człowieku. Drugie, to coś co naprawdę ni jak nie wpływa na jakość związku, w normalnej relacji nic się nie stanie jeśli ktoś nagle kupi Ci inny niż Twój ulubiony kosmetyk do szpitala, albo jeżeli musisz wysłać smsa ze scrennem tego którego potrzebujesz, a rozmiar ubrania w nagłej sytuacji można sprawdzić wyjmując pierwszą lepszą rzecz z szafy… nie ma co popadać w paranoję, NIE TRZEBA w związku wiedzieć każdej pierdoły o drugiej osobie, ale WARTO wiedzieć rzeczy ważne i przydatne w różnych sytuacjach życiowych 😊
Spodziewałam się, takiego tekstu z Twojej strony już widząc pytania na insta, i czekałam na niego trochę z ciekawością !
mama-sama.pl
Byłoby nudno, gdyby wszyscy się ze wszystkimi zgadzali. 🙂
I przyznam, że uwielbiam Twoje komentarze bo są O B S Z E R N E. Widzę i czuję, że przeczytałaś, coś sobie ułożyłaś w głowie i przelałaś do pola komentarza. Fajnie tak, serio!
A w temacie już absolutnie – nie trzeba wiedzieć każdej pierdoły ale trzeba chcieć ZNAĆ. Taki był zamysł tekstu. Mam nadzieję, że mi się udało.
Całuję! <3
Karola
Oj to dla mnie bardzo miłe co napisałaś, bo tak mam, że się rozpisuję żeby powiedzieć, wszystko co mam w głowie a później aż mi trochę głupio, więc fajnie coś takiego przeczytać 🖤
Jasne, ważne jest to żeby znać drugą osobę, by chcieć o niej wiele wiedzieć! dla mnie zwyczajnie nie jest obowiązkiem znanie dokładnie rozmiaru koszuli albo majtek, ale jednak wiedza co komu poprawia humor albo jak sprawić przyjemność jest szalenie istotna (dla nas obu jak widzę) 😊