Rodzice na TikToku: instruktaż troll parentingu, jakich mało

Pierwszy raz zobaczyłam to wczoraj. Dzisiaj po raz drugi. I trzeci. Czwartego nie będzie, zdecydowanie nie będzie! Rodzice na TikToku. Temat na czasie, jak się okazuje. Należę do grona tych ludzi, którzy muszą stosować dietę informacyjną dla własnego dobra. Zdaje sobie sprawę z wielu kwestii, jednak nie muszę być nimi bombardowana każdego dnia. To na mnie bardzo źle działa. I na mój spokój. I na moje zdrowie. Jednak pewne historie czy wirale – prędzej czy później do mnie trafiają, skoro poniekąd pracuję w sieci. Tą właśnie drogą dotarł do mnie zlepek nagrań z coraz popularniejszego TikToka. Nagrań właśnie z rodzicami w roli głównej. Bo dzieci grają tutaj mocno drugoplanową rolę. 

Ba! One są tutaj zaledwie rekwizytami.

Zacznijmy jednak może od absolutnych podstaw.

Wyobraź sobie, że zaprosiłam cię na kawę. Idziemy do kawiarni, popijamy aromatyczne latte z pianką, zajadamy deser i rozmawiamy. Nawet tego nie zauważasz ale nad górną wargą zostaje ci ślad tejże pianki, coś a la białe wąsy. Pstrykam ci zdjęcie i wrzucam na Insta. Przecież to takie zabawne!

Masz prawo do złości w takiej sytuacji, prawda? Ktoś bez twojej zgody wrzuca do sieci zdjęcie. Zdjęcie, na którym wyglądasz przecież nie dość że niekorzystnie, to jeszcze cię to maksymalnie zawstydza. Dawniej podobnymi zdjęciami z rodzinnego albumu, rodzice straszyli dzieci. Pokazywanie takich fotografii w towarzystwie, było szalenie upokarzające. Od kiedy mamy social-media i swobodny dostęp do internetu, sytuacja znacznie się pogorszyła. Mamy troll parenting. Mamy sharenting. Mamy tak wiele patologicznych zachowań i sytuacji, że to się dosłownie w głowie nie mieści.

Mieliśmy rodziców na Facebooku i Instagramie, którzy uprawiali chroniczny sharenting. Teraz z kolei pojawili się rodzice na TikToku i troll parenting w najgorszej postaci. Nie chcę szukać. Nie chcę widzieć. Nie chcę zagłębiać się jakkolwiek w otchłanie taj aplikacji. Widziałam ledwie jedno wyzwanie.

Rodzic siedzi obok małego dziecka. W ręce trzyma butelkę lub naczynie z wodą. Z zaskoczenia ochlapuje nią dziecko. Ochlapywanie z sekundy na sekundę przechodzi w energiczne polewanie. Prosto w twarz. Śmiejąc się przy tym do rozpuku. Większość tych dzieci najpierw zdziwiona, później przerażona tym, co się dzieje i tym, że rodzic zamiast ratować – jest sprawcą.

W pierwszym odruchu chciałoby się te biedne maluchy przytulić i pocieszyć. Dla mnie to niewyobrażalne: w pełni świadomie, z nieskrywaną radością – wyrządzać dziecku krzywdę, nagrywać to i wrzucać do sieci, w oczekiwaniu na wirtualne ochy i achy. Bo tak – to jest wyrządzanie krzywdy. Przypomnijmy przy okazji najważniejsze: jesteśmy rodzicami dla naszych dzieci, nie ich właścicielami. Nie mamy prawa dysponować ich wizerunkiem w sposób jakkolwiek im zagrażający czy uwłaczający, mamy za zadanie je chronić. Zawsze. Wizerunek jest jednym z naszych dóbr osobistych. Dzieci również. My jako rodzice – stoimy na jego straży. Absolutnie zawsze. Absolutnie wszędzie.

Rodzice na TikToku również.

Polewanie dziecka z zaskoczenia wodą i wyśmiewanie jego reakcji – nie jest ochroną wizerunku dziecka. Publikowanie zdjęć dziecka na nocniku, usmarowanego jedzeniem czy nago lub półnago – nie jest ochroną jego wizerunku. Nagrywanie filmików, na których wyśmiewamy dziecko w jakikolwiek sposób – nie jest ochroną jego wizerunku.

Tyle w teorii. W praktyce jednak wejdźmy na taki Instagram. Nie szukajmy światowo, sprawdźmy nasze własne polskie podwórko. Pod hashtagiem #instadziecko mamy blisko półtora miliona zdjęć. Wystarczy przejrzeć chociaż setkę z nich, żeby zobaczyć realia: nie zawsze są to urocze obrazki, często są to zdjęcia nie nadające się do publikacji jakiejkolwiek. Na pewno jednak nie ogólnodostępnej dla całego świata. Takie fotografie swoje miejsce powinny znaleźć w rodzinnych albumach. Mamy czasy, jakie mamy – pójdźmy więc krok dalej i zahaczmy o zamknięte foldery w chmurze czy nawet na Facebooku, z dostępem dla ściśle określonej grupy najbliższych nam ludzi. Takich, których każdy krok naszego dziecka naprawdę interesuje. Takich, których znamy i którym ufamy.

Bo w Internecie nie znamy wszystkich, którzy te zdjęcia oglądają, zwłaszcza gdy mowa o jakimkolwiek koncie publicznym. Nie mamy pojęcia, ilu ludzi zapisze sobie takie nasze zdjęcie. Nie mamy pojęcia, co później z nim zrobi. W zasadzie to nic nie wiemy, ot taka brutalna prawda. W najlepszym wypadku stracisz swoje zdjęcia, ktoś sobie je przywłaszczy jako własne i będziesz się szarpać o swoje prawa autorskie. W Internecie wciąż panuje dziwna zasada, że jeśli coś sobie leży w sieci – podniosę i użyję jako swoje, bez zważania na autorstwo. W najgorszym wypadku ktoś zdjęcia twoje czy też twoich dzieci, twojej rodziny – wykorzysta przeciwko wam. W mniej lub bardziej brutalny sposób. Nie nastawiaj się tutaj na nic miłego. To nigdy nie jest nic miłego.

Nie ma nic złego w racjonalnym dzieleniu się swoją radością.

Informacja o narodzinach pierwszego czy kolejnego dziecka i piękne zdjęcie małych paluszków zaciśniętych na twoim palcu. Zdjęcie z wakacji w pięknym miejscu, już po powrocie. Zdjęcie z dyplomem uczelni. I tak dalej, i dalej. Co je łączy? Rozwaga. Dobry smak. Nikt nie czuje się tutaj zażenowany przy oglądaniu, w nikim nie wzbudza to negatywnych emocji. Oczywiście pod warunkiem, że wszystko dawkujemy w optymalnej ilości. Nadmiar nie sprzyja nikomu. Łatwo popaść w skrajności, zwłaszcza w Internecie. Jeszcze łatwiej przekroczyć granice, które nie mają prawa być przekroczone choćby o milimetr. Gdy już te granice są przekraczane – jeszcze trudniej się wycofać i cokolwiek naprawić.

Grunt to nie dopuszczać do takiej przesady. Nie zbliżać się nawet do tych granic. Bo wiesz o tym, że dziecko może cię później pozwać za to, co wyprawiałeś z jego wizerunkiem w sieci? Drugi rodzic również może to zrobić, jeśli uzna że znacznie przesadzasz. Absolutnie zawsze zadaj sobie pytanie na start: czy chciałabym by ktoś wrzucił takie właśnie zdjęcie ze mną w roli głównej? Czy nie czułabym się upokorzona, czy nie zawstydzałoby mnie? Czy mogłoby zaważyć na tym, jak postrzegać będą mnie inni, chociażby równieśnicy?

Dlaczego nie warto wrzucać do sieci dziesiątek zdjęć swoich dzieci?

  • Dziecko nie jest naszą własnością. Dlatego nie powinniśmy chwalić się nim w sposób przedmiotowy, porównywalny do smartfona czy samochodu. Wrzucanie wciąż postów z serii „zobacz, co on umie” albo „zobacz, jaki fajny” bardzo często w łatwy sposób przeskakuje z dumy w uprzedmiotawianie.
  • Nie mamy prawa ośmieszać dziecka. Niemal każdy z nas zna sytuację, w której podczas rodzinnych spotkań – ktoś wyciągał rodzinny album a w nim… upokarzające nas zdjęcia z dzieciństwa. Przypomnij sobie tylko uczucia, jakie towarzyszyły podobnym momentom. Nie były fajne, prawda? Więc nie funduj swojemu dziecku tak żenujących sytuacji, zwłaszcza na większą skalę – w sieci, gdzie widzami będzie nie tylko rodzina, ale i całe rzesze nieznajomych ludzi. Nie bądź chociażby jak rodzice na TikToku ostatnio z podobnym nieodpowiedzialnym zachowaniem.
  • Zdjęcia są nośnikiem informacji na wiele tematów: lokalizacje (chociażby na temat przedszkola czy szkoły), zainteresowania, miejsca odwiedzane czy cokolwiek podobnego, niemniej istotnego. Takie informacje mogą zostać wykorzystane przeciwko nam, do wzbudzenia zaufania naszego dziecka. W końcu ktoś, kto wiele o nim wie – może wydać się zaufana osobą.
  • W Internecie nic nie ginie. Zapisanie jakiegokolwiek zdjęcia na dysku czy zrobienie zrzutu ekranu – to ułamki sekund. W bardzo łatwy sposób można dysponować wówczas takimi plikami, w zasadzie bez końca. Dlatego nieważne, kiedy dane zdjęcie usuniemy – nie mamy żadnej pewności, co zdążyło się z nim w międzyczasie stać.
  • Nie wiemy, kto jest po drugiej stronie monitora. Normalnym ludziom zdjęcia dzieci w baseniku czy wannie – nie przywiodą na myśl nic z tego, co mogą w przypadku ludzi zaburzonych. Później takie zdjęcia są wykorzystywane w sposób, o którym wolelibyśmy nawet nie mieć pojęcia.
  • Naszych znajomych nie musi interesować każdy punkt dnia naszej pociechy. Warto mieć to na uwadze. Każdy z nas ma prawo dobierać sobie treści w taki sposób, żeby mieć do czynienia tylko z tymi pożądanymi. Oczywiście można zawsze odobserwować, jednak nie do końca o to w tym chodzi.
  • Nie mamy prawa publikować zdjęć innych dzieci. To już jest tak oczywista rzecz, że trudno uwierzyć w konieczność przypominania. Jednak notorycznie widzę Stories influencerów z zajęć otwartych w przedszkolu, parków rozrywki, placów zabaw – a na nich inne dzieci. Zdjęcia podobnie. Tego się po prostu nie robi. Absolutnie nigdy! Nie mamy najmniejszego prawa publikować wizerunku czyichś dzieci. Koniec kropka.

Publikowanie zdjęć dzieci w Internecie stało się czymś na kształt zawodów. Kto więcej, lepiej, ciekawiej? Kto odzieje pociechę w bardziej #instafriendly ubranka, kto będzie miał więcej pastelowych drewnianych zabawek? Kto będzie bardziej wyluzowany a kto bardziej jakikolwiek? Blogerzy parentingowi to jedno. Cała ich  internetowa kariera kręci się wokół dzieci, czasami maluchy są „na wizji” w każdym momencie swojego dnia. Rodzice nie-blogerzy bardzo często naśladują ich w nie mniejszym stopniu. 

Parental trolling jest zły. Bardzo zły. Nie mamy prawa ośmieszać własnych dzieci w sieci, jakkolwiek narażając ich na cokolwiek przy okazji. Sharenting też dobry nie jest, zwłaszcza gdy w grę wchodzi nadmiar i przesada. Za każdym razem zadajmy sobie najistotniejsze pytanie: co powiedziałoby moje dziecko, widząc takie swoje zdjęcie w sieci? Czy byłoby zadowolone ze sposobu, w jaki je ukazaliśmy? Każdy ma prawo do zachowania prywatności. Dzieci również, mimo że do pewnego wieku nie są w stanie samodzielnie o tym decydować. I wtedy wkraczamy my, rodzice. Mający za zadanie stać na straży tejże. Dbać o to, żeby nasze dzieci za lat kilka, kilkanaście – nie musiały się wstydzić. Nie musiały mieć do nas żalu. Bo rodzice na TikToku polewali je wodą i nagrywali płaczące albo biegali za nimi z aparatem, gdy te siusiały w lesie. 

Żeby te dzieci w odpowiednim momencie same mogły zdecydować: czy chcą istnieć w sieci?

Jeśli tak – to w jakim stopniu? 

 

2 comments

  1. Pe

    Nigdy nie zrozumiem zdjec dzieci w internecie. A te wszystkie instamatki ukladajace dzieci do setek zdjec ubran i gaszetow za darmoszke to powinny wszystkie zostac kiedys pozwane przez te dzieci. Jak mozna sprzedawac dziecinstwo swojego dziecka za sukienke za friko?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *