Wesela to również ludzie, o których się nie mówi…

Tydzień temu zamówiłam kartkę u zdolnej kobietki. Przepiękną kartkę! Ręcznie wykonaną, przewiązaną subtelną wstążką, starannie wykaligrafowaną, z moimi własnymi słowami: Abyście zawsze patrzyli na siebie tak czule. Ledwie przedwczoraj otworzyłam paczkę, zachwycona dotykałam starannie wykaligrafowanej koperty, niemal na bezdechu wyjęłam kartkę i od razu pożałowałam, że nie mogę pokazać jej światu – bo niespodziankę przecież zepsuję, muszę czekać do wesela. 

Tydzień temu przyszła również przesyłka z sukienką. Rzadko kupuję nowe sukienki, lubię swoje posiadane, nie lubię nadmiaru, 2020 nie obfitował też w okazje. Teraz się nadarza, wyczekiwana, jakże podniosła! Wisi na wieszaku. Butelkowa zieleń. Jakże egzotyczna wśród moich czerni i szarości. Prosta elegancja. W kartoniku w garderobie – nowiutkie szpilki, co wieczór wkładane i noszone. Dla oswojenia, dla dopasowania, dla rozchodzenia. Do wesela!

Ah, zapomniałabym. 

Ci stali bywalcy – wiedzą. Jeśli trafiasz tu pierwszy raz – przedstawię się! Cześć, jestem Ania. Obecnie mieszkam w (za moment) czerwonej strefie. Mimo domu postawionego na środku pól i co najmniej trzydziestu minut marszu do jakiejkolwiek zdobyczy cywilizacji – nie czuję się tu ani błogo, ani spokojnie, ani sielsko. Od dawna. Teoretycznie na spacerach z córką powinnam nosić maseczkę. W praktyce na tych spacerach przez szesnaście miesięcy nie spotkałam żywej duszy, poza pojedynczymi samochodami. Ale zdradzę ci coś jeszcze: 

Jestem wedding plannerem i copywriterem ślubnym. Żyję… ze ślubów.

Tak, dokładnie. Organizuję śluby i wesela, w których każdy detal zwrócony jest na Parę Młodą. To moje motto i priorytet, zawsze. Pomagam również ubrać w słowa to, co trudno wypowiedzieć na głos, jeszcze trudniej wystukać na klawiaturze – tworzę treści dla marek ślubnych. 2020 najpierw podstawił mi nogę i rzucił lockdown na próg, gdy wystartowałam z kursami dla narzeczonych z samodzielnej organizacji ślubu. Przełknęłam. Przeszłam na tryb online. Nie kulało się i nie kula nadal, szkoda gadać. Równolegle cała weselna wiosna była stracona, lato również. Nie oszukujmy się – większość Par nie czekała na ostatni moment i czerwcowe śluby zostały odwołane, nim znienacka branżę odmrożono. Popracowaliśmy chwil parę i gdy teraz wchodzimy w etap tych uroczystości przełożonych z tejże wiosny – kolejna kłoda pod nogi. Wesela zakazane.

W czerwonej strefie zakazane, owszem. W żółtej mamy limit 20 osób. I zakaz tańców.

Teraz historyjka! Trzy lata temu potrzebowaliśmy akt małżeństwa na już a organizacja ślubu kościelnego i wesela w tak błyskawicznym wówczas tempie, w grę nie wchodziła. Wzięliśmy cywilny. Po zebraniu rodziców, rodzeństwa i świadków – dwadzieścia osób. Bez tańców. Rok później zaplanowany kościelny i wesele na pięćdziesiąt osób. Z tańcami, choć bez rosołu. Obie opcje nam odpowiadały. Każdorazowo były to nasze wybory.

Teraz przykład drugi. Mam parę – tych od tej kartki wspomnianej wyżej. Nie ma możliwości wykreślenia takiej ilości gości – by zostało osób dwadzieścia. Najbliższych jest zwyczajnie więcej. Eliminować? Ten brat pójdzie, tamten nie? A może bez małżonków zaprosić? Litości… Nie chciałabym dokonywać takich wyborów. Nie zachęcam więc do nich nikogo. To nie są ich wybory. To narzucanie. Bądźmy obiektywni w swym profesjonalizmie, z empatią jednak. Z empatią!

Nigdy sytuacja nie jest czarno-biała. Nigdy nie mamy prawa mierzyć wszystkich swoją miarą. Planowane były uroczystości okrojone – pod kątem dotychczasowych obostrzeń. Planowane również były takie, w których goście nie dopisywali i sami rezygnowali, znacznie uszczuplając wielkość przyjęcia. Niezmiennie jednak były to ludzkie świadome wybory. Teraz tych wyborów nawet nie mamy, w zamian mając sytuację niemal bez wyjścia dla wielu ludzi.

Jako ekspert ślubny i jako człowiek: nie mogę tego robić.

Nie mogę obiecać, że jakiś termin jest odpowiedni na przełożenie natenczas uroczystości. Nie mogę gwarantować czegokolwiek. Bo wielokrotnie w tym sezonie oberwaliśmy nagłymi zwrotami akcji. Bo niejednokrotnie przyszło nam walczyć z fake newsami i z atakami właśnie w stronę wesel, jakby co najmniej bez nich – epidemia miała się nagle skończyć. 

Żebyśmy się dobrze zrozumieli: jestem ekspertem ślubnym. Jeśli zawalił ci się świat bo do wesela dwa tygodnie i nie wiesz, jak to odkręcić – pomogę. Nie jestem jednak ekspertem ds. epidemii. I tutaj kolejna bardzo ważna kwestia, którą chcę poruszyć: mając tak szeroki dostęp do Internetu, problemem są nie tylko fake newsy. Równie dużym problemem jest wpływ pozornych autorytetów na szerokie grono odbiorców. O odpowiedzialności społecznej influencerów mówię i mówić nie przestanę. Przypomnę jednak pokrótce zasady rzetelnych influencrów a w zasadzie jedną: nie wypowiadamy się na tematy, o których pojęcia nie mamy. I teraz kolejna przypominajka! To, że ktoś zgromadził wokół siebie nawet i pół miliona czy milion obserwujących – nie oznacza z góry, że jest wiarygodny i zna się na każdej dziedzinie. Przykład? Znam się na ślubach i na tworzeniu własnej marki. Mówię więc o tym. Nie jestem ekspertką od dzieci i nie zarzucam Was swoimi własnymi teoriami. Nie jestem ekspertką z zakresu medycyny i nie tłumaczę wam przy porannej latte tego, czy wirus istnieje czy też nie, jak się go leczy albo jak się jemu zapobiega, czy maseczki nosić czy ich nie nosić. Bo się na tym nie znam. Każdy zna się na swojej dziedzinie. Poza tym wystarczy zdrowy rozsądek i samokrytyka:

Nie znam się na tym. Więc się nie wypowiadam.

Kolejne tygodnie będą dla nas prawdziwym sprawdzianem. Fake newsy będą nas znów atakować z każdej strony, atmosfera lęku i chaosu będzie dostrzegalna. W każdym – absolutnie każdym – środowisku znajdą się jej zalążki. Od nas zależy, czy zachowamy spokój i zdrowy rozsądek, czy popłyniemy z prądem tychże fake newsów i będziemy je ślepo powielać. Coraz bardziej widoczne stają się dwie skrajne postawy i następuje szufladkowanie: albo w stu procentach wierzysz w epidemię albo bojkotujesz każdy jej przejaw. Kochani, zdradzę Wam sekret: nie wszystko jest czarno-białe. Jest wiele opcji pomiędzy. Najważniejsze to mieć swoje własne zdanie. Najgorsze, co można zrobić – to iść bezwiednie za jakąkolwiek większością. Czasami warto pogodzić się również z tym, że nie mieliśmy racji. Każdy z nas uczy się w swoim tempie, podobnie jak odnajduje w nowych sytuacjach.

Zanim kogokolwiek posłuchasz, zanim cokolwiek napiszesz lub powiesz – zwyczajnie pomyśl.

Wróćmy do tematu. Teraz opowiem ci o czymś, co dla kogoś spoza branży ślubnej – może wydawać się absurdalne. Bo być może nie zdajesz sobie sprawy, że ślub i wesele to nie tylko impreza. Dla wielu Młodych Par to ogromna wartość, wielkie wydarzenie. Zawarcie związku małżeńskiego jest dla nich czymś więcej niż papierek, czymś ponad ten rosół i ulubioną składankę. Są ludzie, którzy na to czekali od dawna. Są ludzie, którzy marzą o własnym wspólnym domu. Są też tacy, którzy pragną adopcji. Są i tacy, którzy bez ślubu nie wyobrażają sobie zamieszkać ze sobą. Każdy ma inny system wartości, każdy ma inne potrzeby i zupełnie inne priorytety. Nie mamy prawa nikogo oceniać. 

Ślub i wesele to również źródło pracy. Straciłam ponad połowę planowanego przychodu w tym roku. Skrupulatnie przeliczanego wcześniej na bardzo namacalne cele. Dla nas to po prostu obsuwa w budowie. Ale dla kogoś innego może to być obsuwa w życiu, w całym biznesie. Domy weselne mają ogromne koszty stałe, chyba największe z nas wszystkich. Kelnerzy i obsługa często pracują na zlecenie. Nie ma wesel = nie ma zarobku. Fotografowie ślubni nie zawsze są ludźmi renesansu i nie zawsze zajmują się wszystkim. Nie każdy z nich zastąpi uroczystości ślubne – sesjami noworodków w koszyku. Wedding plannerzy? Bez komentarza. Muzycy? Tak samo. Papeteria ślubna, dekoracje? Żyjemy wszyscy ślubami i jeśli ich nie ma – nie mamy klientów. Jeśli nie mamy klientów – nie mamy zarobku. Prosta sprawa. Być może nawet nie zdajesz sobie w tej chwili sprawy, ile kosztuje prowadzenie firmy w takim roku 2020, gdy praktycznie nie zarabiasz. Być może nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile rocznie zarabia cała branża ślubna. Być może nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak wielu ludzi w tym środowisku pracuje i jak wielu z nich – pozostaje znów bez dochodu. 

I błagam, niech mi nikt nie mówi o końcu sezonu. W tak specyficznym roku – końca sezonu nie ma. Każdy z nas, usługodawców ślubnych – miał jeszcze dzisiaj, zaplanowane po kilka uroczystości w tym roku. Co będzie zatem teraz?

Jak już od dawna wiadomo – interesują mnie fakty. Są one dość miażdżące. Bo jest całe mnóstwo miejsc i okoliczności, w których trudniej zachować dystans – niż na weselu. Bo ogromna część moich znajomych aktualnie przebywa na kwarantannie – z powodów różnych, nikt jednak po weselu.

Nie interesują mnie pół-fakty, pół-opinie, pół-reakcje. Interesują mnie ludzie. Interesują mnie historie. Aktualnie te historie nie mogą się tworzyć – bo branża ślubna została zdepnięta w momencie, gdy już trudniej być nie może. Jestem rozgoryczona zarówno tym, że wszyscy głośno krzyczą w Internecie a gdy jakiś czas temu zaproponowałam konkretne działania i pomysły – zgłosiły się aż TRZY osoby. Trzy. Z dziesiątek tysięcy. W zamian czytam wszędzie komentarze pełne bólu i zawodu. Oprószone opiniami przedstawicieli branży, że po prostu… polskie wesela się zmienią. 

Tylko czy ktoś tych zmian chciał? Ktoś je zainicjował? Komuś odpowiadają?

Czy ktoś ma prawo mówić nam, że ta branża jest gorsza od innych? Duża część z nas edukowała się, inwestowała, na rzęsach stawała by stać się unikalną marką. Wielu z nas nie ma planu awaryjnego – bo przez wiele lat nie był potrzebny nawet przez moment. Pary Młode nie tyle nie mają już planów awaryjnych, co sił i emocji na nie. Ileż razy można przeżywać te same zawody? Nie umiem sobie tego wyobrazić. Od kilku godzin jestem totalnie przebodźcowana ilością wydarzeń dzisiejszego dnia. I ilością emocji, z którymi tak naprawdę będę mierzyć się od rana, gdy rozdzwonią się telefony.

Uważaj na siebie.

Nie stój na plecach komuś z kolejki przed wami. Nie maszeruj z infekcją na manicure. Nie posyłaj chorych dzieci do szkoły. Myj ręce. Jeśli trzeba, używaj jednorazowych rękawiczek. Sama od początku pandemii, mam zawsze w samochodzie i w torebce – kilka par rękawiczek nitrylowych. Noś maseczkę. Poprawnie. Jednorazowych używaj raz, wielorazowe pierz zgodnie z zaleceniami. Jedz zdrowo. Spaceruj. Minimalizuj stres. To okrutny doradca. Im mniej bodźców i informacji do siebie dopuścisz – tym lepiej. Stosuj ścisłą dietę informacyjną. Nie rób absurdalnych zapasów. W każdym domu powinny być (i bez epidemii) zasoby na jakieś dwa tygodnie przeżycia. Po prostu nie biegaj do sklepu po byle drobiazg, pojedź raz a porządnie. Stanie w tym chłodzie, w kolejce przed marketem niewielu z nas pomoże.

Nie powiem: zostań w domu i rób milion fajnych rzeczy. Zostawię to setkom samozwańczych mentorów, którzy zaraz zaczną rzucać nam pomysły na spędzenie tegoż czasu. Ja zwyczajnie nie mam sił mówić ci, co możesz robić – skoro sama nie mam na to ochoty ani pomysłu. Czuję się dziś zrezygnowana i pokonana.

 

1 comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *