Zawód wedding plannera to praca niezwykle wdzięczna, acz trudna. Ilość emocji, jaka potrafi pojawić się w przeciągu jednego ledwie wesela – bywa zatrważająca. Ilość pracy fizycznej i umysłowej, jaką trzeba niekiedy włożyć w efekt finalny – mogłaby powalić konia. Bywa, że dźwigam kartony wódki, chwilę później z subtelnością i dbałością układam ultradelikatne winietki – by w kolejnej godzinie przytulać Pannę Młodą, którą pokonały emocje. Balansowanie pomiędzy tym wszystkim to coś niesamowitego. Nigdy wcześniej w życiu nie robiłam czegoś, co jednocześnie tak wyczerpuje, tak porusza i tak satysfakcjonuje.
Za dwa dni koordynowałabym swoje kolejne zorganizowane w tym sezonie wesele. Jednak nie odbędzie się ono. Podobnie jak każde poprzednie w tym roku. Najpierw nie można było ich organizować. Teraz, gdy od 6 czerwca dozwolone są wesela do 150 osób – nadal nie jest to tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Na slubposwojemu.pl dokładnie wyjaśniłam już krok po kroku, jak wcielić w życie poszczególne wytyczne:
Wytyczne dotyczące wesel i przyjęć | wszystko, co musi wiedzieć Para Młoda
Tyle w teorii. Bowiem w praktyce wszystko wygląda zupełnie inaczej niż mówiłoby pierwsze wrażenie. Owszem, można organizować wesela. Owszem, większość wytycznych można bezproblemowo odhaczyć. Owszem, mnóstwo Par Młodych czekało niemal do końca i ślubów nie przekładało. Na ten moment jednak sytuacja wygląda zupełnie inaczej, niż w sezonie chociażby rok temu.
Nikt nie jest w stanie o niczym zapewniać.
To najczęstszy problem. Wiele Par Młodych czeka do momentu na dwa, trzy tygodnie przed ślubem i wówczas decyduje: ślubują czy odwołują? Bywa więc, że ogrom pracy z dnia na dzień przestaje mieć znaczenie, efekt finalny po prostu nie będzie miał miejsca. Termin się zwalnia, nikt nowy w to miejsce już raczej się znienacka nie pojawi. Jeden weekend, drugi weekend, trzeci, czwarty. Pomyślcie tylko sami: kolejne tygodnie tak naprawdę bez pracy. Pojawia się temat zaliczek, zadatków, zwrotów i dogadywania się. Każdy chciałby być elastyczny, każdy chce w tej sytuacji pozostać człowiekiem, każdy ponosi jakieś straty. Na ten temat można dyskutować dniami i nocami, pisać książki można. Pamiętajmy jednak mimo wszystko: po drugiej stronie zawsze stoi człowiek. Niezależnie, z której strony stoimy, pozostańmy po prostu ludźmi. Z empatią, cierpliwością, wzajemnym zrozumieniem.
Na ten moment absolutnie nikt nie jest w stanie określić, jak sytuacja potoczy się w najbliższych miesiącach, decyzje bywają bardzo dynamiczne i niekiedy niespodziewane.
Z pewnością o wiele łatwiej jest tym, którzy mają jakiś plan B. Tym, którzy nie pracując przez pół sezonu – nie odnotują strat na tyle dużych, żeby stanąć przed decyzją wycofania się z branży lub znacznego obniżenia poziomu życia. W moim przypadku większość ślubów i zadatków jest przekładane na przyszły lub kolejne lata. Zwroty są więc zbędne. Ale nie ma też wpływów kolejnych transz. Bo będą dużo później. Cały tegoroczny sezon i wpływy z niego – był bardzo skrupulatnie zaplanowany. Teraz te plany dynamicznie ulegają zmianie i wpływy muszą być zastępowane innymi. Na szczęście mam drugie zajęcie:
Ubieram w słowa, nie tylko miłość | copywriter ślubny
Zamiast koordynować śluby, piszę o ślubach innych twórców. Zamiast wybierać papeterię, piszę o niej w sposób nieoczywisty. Zamiast wizji lokalnych – opisuję bajeczne miejsca, niekiedy z dala od siebie. Rozmawiam, słucham, obserwuję. Pomagam innym firmom z branży wykorzystać ten czas – odświeżyć ich strony internetowe, social-media, podsuwam pomysły, inspiruję, odpowiadam i edukuję. To bardzo intensywny czas. Tych cudownych ludzi jest tak wielu w tej chwili, że nie mam nawet czasu wrzucać ich w portfolio. To czeka na spokojniejszy moment. Na razie piszę, piszę, piszę i nie planuję w najbliższych tygodniach przestawać.
Tęsknię za ślubami.
Mam ogromną nadzieję, że ten najbliższy z mojego terminarza – odbędzie się bez zmian.
Zdarzają się skrajnie różne sytuacje, skrajnie różne wesela.
Czasami jest mi dziwnie czytać to, co ludzie opisują. Przyszła epidemia, przyszło zamrożenie wesel, przyszedł przestój. Każdego z nas w branży to dotknęło. Jednak powinniśmy wziąć to na klatę, wdech-wydech i działać. Nie kosztem klienta, nie przeciwko klientowi. Opłaty dodatkowe za to, że fotograf musi nosić swoją maseczkę. Podniesienie ceny „talerzyka” o dwadzieścia złotych od osoby – bo normalnie na wesele stuosobowe sala oszczędnie zatrudniała dwie kelnerki a teraz musi ich być siedem. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
Powstają jakieś dziwne zapisy w umowach. Usługodawcy próbują wymusić wyższe stawki lub swoje warunki. Pary Młode przekładają śluby z końcówki sezonu, żądając zwrotów – mimo że terminy są tak odległe, że o sile wyższej na ten moment nie może być mowy. Bądźmy rozsądni. Bądźmy empatyczni. Zachowujmy się jak dorośli.
Osobiście działam w tej chwili nawet nieco odwrotnie. W związku z tym, że tych terminów zwolniło się u mnie całkiem sporo: każda Para Młoda, która przychodzi po usługę organizacji, częściowej organizacji lub koordynacji dnia ślubu – dostaje 30 % zniżki na start. W tym sezonie nie zamykam się na swój stały obszar, uroczystości nieco dalsze również biorę pod uwagę. Elastyczność, elastyczność i jeszcze raz elastyczność. Polecam nieco szerzej otworzyć się na inne pomysły i możliwości. Czasami zmiana jest najlepszym, co mogło nam się przydarzyć.
Sporym czynnikiem decydującym są również goście.
Na początek zaznaczę najistotniejsze: każdy z nas myśli i czuje inaczej. Dzięki temu jesteśmy różnorodni i ciekawi. Dzięki temu też nie możemy wszystkich mierzyć jedną miarą. Jedni będą czuć obawy i z własnej woli będą unikać skupisk ludzi. Inni będą rwać się do normalności, chcąc nadrobić stracony czas izolacji. Jednych i drugich powinniśmy spróbować zrozumieć. Dopóki swoim zachowaniem jakkolwiek nie zagrażają innym – mają prawo do wyboru. A my te wybory powinniśmy uszanować. Teraz dodam od siebie jeszcze coś, co niezależnie od sytuacji na świecie, powtarzam zawsze swoim Parom Młodym. Ci, którzy będą chcieli celebrować z Wami ten wielki dzień – będą Was wspierać choćby dobrym słowem i myślami. Ci, którzy nie mieli zamiaru się pojawić – i tak by znaleźli jakąś wymówkę. Wasz ślub i wesele to przede wszystkim Wasze piękne wspomnienia i niepowtarzalne emocje, nie ma najmniejszego sensu psuć sobie tego… przejmowaniem się czymś, na co wpływu nie macie.
Częsta sytuacja ostatnio? Goście odmawiają przybycia, wielkość wesela znacznie spada. Przychodzi moment negocjacji z salą weselną. Kameralna impreza w tym momencie jest najlepszym rozwiązaniem dla obu stron. Para Młoda może świętować z najbliższymi, którzy są gotowi się pojawić. Obiekt weselny ma mniejszą imprezę, zamiast żadnej. Bo gdybyście odwołali lub przełożyli w ostatniej chwili – mógłby już nikt się na ten termin nie pojawić.
Mówi się coraz częściej, że polskie wesela diametralnie się zmienią.
Podchodzę do podobnych stwierdzeń nieco sceptycznie. Wychodzą z nieco ograniczonego punktu widzenia, gdyż zestawiane są zazwyczaj tylko i wyłącznie z wielkimi biesiadami. A przecież od wielu już lat na salonach rozgościły się uroczystości kameralne, takie absolutnie poza utartymi schematami. Owszem, są wielkie wesela. Ale są również małe i średnie. Nie ma tutaj przewagi którejś grupy nad inną. Czynników decydujących jest wiele. Są regiony, w których pewne kwestie nie ulegają znacznym zmianom, są i takie z dynamicznie zmieniającymi się trendami. Nie generalizujmy więc.
Być może jakaś część mentalności nieco się zmieni. Być może nieco bardziej zachowawczo będzie podchodzić się do ilości zapraszanych gości. Być może pewne standardy w obiektach weselnych zostaną na dłużej. Tutaj przychodzi od razu na myśl ta nieszczęsna ilość gości na jednego kelnera. Bo to akurat kuleje w bardzo wielu miejscach. Niekoniecznie ta konkretna liczba 15 gości. Jednak nie oszukujmy się – jeśli sala proponuje jednego kelnera na 40-50 osób, nie możemy mówić o profesjonalnej obsłudze. Koniec kropka.
Są miejsca i ludzie, których obecna sytuacja czegoś uczy. Są tacy, którzy podejmą wyzwanie i zdeterminowani wyjdą z tego cało. Są i tacy oporni na wiedzę, którzy nie zrobią nic, często odstraszając klientów i robiąc sobie pod górkę. Nie rzucajmy zbyt pochopnie scenariuszami, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Owszem, w tym sezonie ślubnym wiele kwestii wygląda zgoła odmiennie. Nikt z nas jednak nie ma absolutnie najmniejszego pojęcia, jak będzie toczyć się to za rok, dwa czy pięć. Trendy mają to do siebie, że się pojawiają, przemijają i wracają. Być może mamy nowy trend. Być może sytuację jednorazową i przejściową.
Trzymajmy wszyscy za siebie kciuki. Nie czytajmy bzdur. Nie słuchajmy tych, którzy sieją niepotrzebnie zamęt. Bądźmy cierpliwi, uważni, elastyczni.
Polecam również przeczytać: Epidemia weselnych fake newsów