Możesz mieć wszystko, ale nie jednocześnie

Wyobraź sobie, że prowadzisz kawiarnię. Codziennie podajesz aromatyczną kawę każdemu, kto jej w tej chwili potrzebuje, ma na nią ochotę, lubi rutynę swojego kawowego zwyczaju. I tak robisz te kawy. Ciągle. Z uśmiechem. Z oddaniem. Uwielbiasz to! Piękny obrazek, prawda? Brakuje w nim czegoś. Ty też możesz potrzebować tej kawy. Też możesz chcieć by ktoś ci ją przygotował i podał. Musisz na to pozwalać. Nie zapominać, że podając kawę innym – masz prawo chcieć jej tak samo.

Oczywiście, możesz kawy nie lubić.

Wymagaj więc herbaty. Albo wody. Co tam lubisz, czego potrzebujesz – tego wymagaj. Bo to nie jest tak, że ty możesz od siebie wymagać, że inni mogą od ciebie wymagać a ty nie możesz niczego od nikogo. I jeszcze jedno: mianowicie priorytety! Jeśli masz za sobą naprawdę podły dzień a w tym momencie twoim ratunkiem jest ta nieszczęsna kawa w ciszy na balkonie – idź. Zostaw to pranie, te naczynia, ten komputer. Idź, wypij kawę, posiedź, wycisz się. Wróć za dwadzieścia minut i zajmij się tym, co w tej chwili ważne. Z tą różnicą, że już bez rosnącej frustracji. Może nie od razu błogo uspokojona (chociaż tego ci życzę z całego serca!) – ale na pewno w jakimś stopniu ukojona.

Możesz mieć wszystko. Ale nie jednocześnie.

Tak, tak, ja wiem. Wciska nam się wszędzie „jesteś tym, ile działasz” albo „możesz mieć wszystko, tylko po to odważnie sięgaj”. I wydaje nam się, że musimy w każdej minucie swojego życia – wyciągać z siebie maksimum możliwości. Owszem, bywają takie momenty. I bywa tak, że trzeba to maksimum zrobić. Są również i takie, gdy niewiele musimy. Grunt to złapać balans pomiędzy nimi. Balans to też czasem absolutne minimum, absolutna (obowiązkowa!) podstawa. Naucz się zwalniać, gdy tego potrzebujesz i przyspieszać, gdy musisz. I nie, nie nauczysz się tego teraz, w tej chwili. Do jutra raczej też nie zdążysz. To proces, który pewnie trochę potrwa, nim nauczysz się w podobny sposób funkcjonować i korzystać.

Przypominam: możesz mieć wszystko. Ale nie jednocześnie.

Kiedyś też myślałam, że można mieć wszystko. Wpisać sobie w planner dziesięć wielkich celów na kolejny miesiąc. Zaplanować szczegółowe kroki do każdego z nich. I odhaczać, żyć tym odhaczaniem właściwie. A to jednak nie do końca tak działa. Owszem, da się. Jeśli wszystko podporządkujemy tym celom, odkładając na bok absolutnie wszystko inne – być może uda nam się osiągnąć ten zamierzony efekt.

Pytanie jednak brzmi: czy chcemy żyć samym odhaczaniem? Czy ważny jest dla nas tylko i wyłącznie sam efekt finalny, pomijając przy tym zupełnie sam proces? Czy ten proces nie jest też ważny?

Jesteśmy atakowani z każdej strony, możliwościami typu: schudnij w 30 dni, naucz się języka w dwa tygodnie, zrób z nami kurs w pół roku! Liczy się czas od startu do mety, byleby jak najkrótszy był, byleby jak najszybciej uznać cel za zrealizowany. Czasami przecież jednak sam proces, niesie wielką wartość. Determinacja, silna wola, kreatywność – to nasze zasoby. One są w jakimś stopniu odnawialne, nadmiernie jednak zużywane – nie zdążą się uzupełniać na nowo, w końcu znienacka całkiem się wyczerpią. Warto wychodzić z założenia, że wprowadzenie jakiejś zmiany lub procesu, jest dla nas na tyle obciążające, że nie powinniśmy rozpraszać się równolegle innymi nowościami.

Jeśli od jutra zaplanowałabym start nauki nowego języka obcego, nie postawiłabym obok tego za cel – również nauki jeszcze czegoś równie nowego. O wiele rozsądniejszym – wydaje się być (dla mnie) wprowadzenie kolejnego wyzwania w momencie, gdy będę już całkowicie oswojona z dotychczasowym i zanotuję chociaż pierwsze zadowalające postępy. Wtedy jest łatwiej podjąć kolejne wyzwanie, jesteś w stanie wykrzesać więcej energii i zaangażowania.

Oczywiste jest, że wciąż uczymy się czegoś nowego.

Tylko nie musi to następować jednocześnie. Jeśli aktualnie zaczynasz inwestycję, jaką jest budowa domu – oczywiste jest, że nauczysz się wielu elementów prawa budowlanego, architektonicznych zwrotów i zasad. Jeśli wpadasz na pomysł samodzielnego wydania książki czy produkcji czegokolwiek – uczysz się wszystkiego od podstaw, krok po kroku. Czasem zaczynasz od teorii, czasem od razu działasz praktycznie i to buduje twoje doświadczenia. Niezmiennie jednak: uczysz się. I tutaj znów warto przypomnieć, że nie możesz mieć wszystkiego naraz. Jeśli zaczynasz właśnie coś od zera, nie mając o tym pojęcia i stawiając pierwsze niepewne kroki – nie rzucaj się równolegle na inną głęboką wodę. Oswój się z aktualnym wyzwaniem, złap płynność i sporo pewności w swoich działaniach.

Do zapamiętania: być może możesz. Być może nawet wszystko. Na sto procent – nie jednocześnie. I na niemal sto procent – nie warto, jeśli ma to się odbywać dla samego kultu pracy.

Fajnie jest coś osiągać, jeśli oznacza to dla nas osobisty sukces. Nie sukces w czyjejś definicji. Dla mnie sukcesem może być kolejny kurs, który przybliży mnie do docelowej działalności. Dla ciebie sukcesem może być coś zupełnie innego, co dla mnie z kolei już znaczenia takiego nie ma. To normalne, najnormalniejsze! Każdy z nas ma zupełnie inny pogląd na świat, zupełnie indywidualne potrzeby i kopiowanie czyichś wartości – nie ma sensu. Nie ma najmniejszych szans, że uda ci się zrobić wszystko i na dodatek tak samo, jak ktoś inny.

Co dla ciebie jest wszystkim?

Czym jest to wszystko, które widzisz w tytule tego tekstu? Co czujesz w momencie, gdy odhaczasz dane zadanie, osiągasz zamierzony cel? Pojawia się spełnienie, duma, potrafisz docenić w tym – przede wszystkim siebie? To też jest ważne. Czasami łapię się na tym, że odhaczam, zaliczam, realizuję czy jakkolwiek to zwał – i pędzę dalej. Muszę sama siebie upomnieć, że nieładnie, że to nie tak, że trzeba się zatrzymać i przytulić. Powiedzieć: dałam radę, jestem z siebie dumna, mogę triumfować!

Długo mi to zajęło ale teraz doskonale zdaję sobie sprawę, że często nie dość że nie można mieć wszystkiego – to jeszcze warto odpuścić. Nie ma nic dziwnego w tym, że tak się dzieje. Na początku działania wszystko może wyglądać zupełnie inaczej, niż w późniejszym toku. Pojawiają się inne wnioski, komplikacje, możliwości. Może się okazać, że odpuszczenie planu A, który nie do końca do nas pasuje – otwiera nam drogę do tego właściwego planu B, C czy D. Może się okazać, że taki zwrot akcji przyniesie zupełnie nową rzeczywistość! Nie chcę tutaj zanudzać przykładami ale spójrz tylko:

W moim życiu musiało się coś wydarzyć, żebym musiała zmienić pracę. Ta sama zmiana – popchnęła mnie do bloga. Od bloga do własnej działalności i marki, która jest spójna z moimi możliwościami i wizjami. Gdybym w międzyczasie nie odpuściła kilku nietrafionych pomysłów, dzisiaj ciążyłyby mi i skutecznie uniemożliwiały rozwój w zupełnie innym, lepszym dla mnie kierunku.

Możesz mieć wszystko. Ale nie jednocześnie. Czasami musisz nieźle się natrudzić, żeby wspiąć się do upragnionego celu. Tutaj również może nieco cię zaskoczę: na szczycie rzadko kiedy czeka szampan i konfetti. Najczęściej jest to zmęczenie, czasami ogromne, przytłaczające. Zmiksowane z ekscytacją i… błogim spokojem, że to już, że się udało. I że jesteś znów – u podnóża kolejnej góry do pokonania. W swoim tempie. Zawsze po swojemu. 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *